Zobacz 18 odpowiedzi na pytanie: Jak zacząć rozmowę z księdzem? Systematyczne pobieranie treści, danych lub informacji z tej strony internetowej (web scraping), jak również eksploracja tekstu i danych (TDM) (w tym pobieranie i eksploracyjna analiza danych, indeksowanie stron internetowych, korzystanie z treści lub przeszukiwanie z pobieraniem baz danych), czy to przez roboty, web
Pogotowie duchowe. Dzwonią i pytają: "Proszę księdza, czy to grzech?" "Czujesz, że potrzebujesz duchowej pomocy – nie zwlekaj. Zadzwoń, a szybko zawieziemy Cię do lekarza, którym jest Jezus Chrystus” – zachęcają kapłani z... 27 lipca 2013, 12:14 Proboszcz mknie maluchem i służy wiernym pomocą (FOTO, VIDEO) Jak mówi papież Franciszek zadaniem kapłana jest wyjście do ludzi, prezentowanie bardziej służebnej postawy. Taki model księdza przedstawia Krzysztof Kauf,... 8 listopada 2016, 15:21 Pogotowie duchowe. Dzwonią i pytają: "Proszę księdza, czy to grzech?" "Czujesz, że potrzebujesz duchowej pomocy - nie zwlekaj. Zadzwoń, a szybko zawieziemy Cię do lekarza, którym jest Jezus Chrystus" - zachęcają kapłani z... 28 lipca 2013, 19:30 Pogotowie duchowe. Dzwonią i pytają: "Proszę księdza, czy to grzech?" "Czujesz, że potrzebujesz duchowej pomocy - nie zwlekaj. Zadzwoń, a szybko zawieziemy Cię do lekarza, którym jest Jezus Chrystus" – zachęcają kapłani z... 27 lipca 2013, 10:28 Pogotowie duchowe. Księża pomagają przez całą dobę Jeśli chcesz duchowej pomocy - nie zwlekaj. Kapłani z Pogotowia Duchowego wysłuchają przez telefon każdego, kogo trapią zgryzoty i problemy. 24 lipca 2013, 20:10
O Bożym Narodzeniu z księdzem Janem Giriatowiczem. Małgorzata Rozenek w zupełnie nowej roli. [rozmowa] Alek Radomski. 24 grudnia 2018, 1:00 3. Ksiądz
chcesz duchowej pomocy - nie zwlekaj. Kapłani z Pogotowia Duchowego wysłuchają przez telefon każdego, kogo trapią zgryzoty i problemy. Wszystko zaczęło się od pewnego wpisu na Facebooku. Ojciec Benedykt Pączka otrzymał komentarz na swoim profilu od pewnego chłopaka, który napisał, że chce popełnić samobójstwo. - Odpisałem mu, aby podał mi swój numer telefonu, a ja do niego zadzwonię – opowiada o. Pączka, pomysłodawca i jeden z inicjatorów Pogotowia Duchowego – Udało mi się z nim skontaktować i przekonać do zmiany decyzji. Dzięki tej historii, ojciec Benedykt Pączka wpadł na pomysł, by uruchomić telefon na który mogą dzwonić Od dawna miałem pomysł, by jako kapłan być dostępny dla wiernych przez cały czas – dodaje o. przez całą dobęTak właśnie w maju 2012 roku powstało Pogotowie Duchowe. Inicjatywa skupia obecnie 48 księży i zakonników, którzy - pełniąc dyżury - są dostępni pod telefonem przez cały tydzień 24 godziny na dobę. Zadzwonić może każdy, kto czuje potrzebę rozmowy z księdzem lub ma problem i potrzebuje porady. Jeśli ktoś nie ma odwagi rozmawiać, wystarczy wysłać sms-a. Na pewno ktoś go wysłucha. Aby porozmawiać z księdzem, wystarczy wejść na stronę internetową na której podane są numery telefonów oraz dni i godziny, w których kapłani pełnią dyżur. Przy każdym nazwisku świeci się lampka, która informuje czy dany ksiądz jest obecnie dostępny. Zielony kolor oznacza, że kapłan jest do dyspozycji i możemy do niego nie masz odwagi, wyślij smsaKażdy duchowny na swoim dyżurze odbiera od kilku do kilkunastu telefonów. - Zazwyczaj rozmowa trwa 5-10 minut, jednak zdarzają się sytuację, że telefon trwa ponad godzinę – mówi o. Krzysztof Brzozowski, pełniący telefoniczne dyżury również dla Polaków mieszkających w zwracają się do księży w różnych sprawach. Często zdarzają się proste Pewnego razu zadzwonił do mnie młody ministrant, który regularnie gra w piłkę. Zapytał się czy to wielki grzech, bo przez rozgrywany mecz spóźnił się na mszę – opowiada o. wsparcieJednak wiele osób dzwoni do duchownych w poważniejszych sprawach. Pomocy szukają osoby ze złamanym sercem, pokłóceni małżonkowie, a także zgwałcone kobiety czy osoby chcące popełnić Jeden z najtrudniejszych telefonów jaki odebrałem, zadzwonił około rok temu. Młoda kobieta została zgwałcona przez ojca, a następnie brutalnie pobita. Dzwoniłem do niej kilka razy, oferowałem pomoc specjalistów, jednak nie chciała skorzystać – mówi o. Trudne rozmowy, przed którymi musimy czasem stanąć są wliczone w powołanie. Trzeba mieć odporność psychiczną, ale też wiedzę i doświadczenie – tłumaczy o. Brzozowski. Dlatego, też księża i zakonnicy skupieni w Pogotowiu Duchowym ciągle szkolą się i udoskonalają swoje umiejętności, również przy współpracy z doświadczonymi psychologami oraz ofertyMateriały promocyjne partnera
Dzień ten składa się z: pogłębić swoją wiarę w realną obecność Jezusa Eucharystycznego. Doświadczyć miłosierdzia i uzdrawiającej łaski Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Dzień skupienia odbywa się 3 razy do roku w sobotę i rozpoczyna się o godz. 10.00 i kończy się Mszą św. o godz. 15.00 w kaplicy Fot. Archiwum ks. Piotra KotaWiele osób przykłada do Kościoła katolickiego kryteria korporacyjne. W takiej rzeczywistości liczy się efektywność i wskaźniki ekonomiczne, które nie znoszą jakichkolwiek deficytów. Tymczasem w Kościele wiele rzeczywistości jest nieekonomicznych, a zyski są niewidoczne, bo należą do sfery duchowej – mówi w wywiadzie dla KAI ks. dr Piotr Kot, przewodniczący Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych. W rozmowie porusza kwestię konsolidacji seminariów diecezjalnych oraz wyzwań związanych z formacją kandydatów do kapłaństwa i kryzysem Kasper (KAI): Księże Rektorze, przerwa wakacyjna to być może najlepszy moment na rozmowę o sytuacji w wyższych seminariach duchownych. Zacznijmy od liczb: ilu kleryków podejmuje formację łącznie i na poszczególnych rocznikach?Ks. dr Piotr Kot: – Aktualnie mamy w Polsce ok. 2 tysiące kleryków w seminariach diecezjalnych i zakonnych. Ale dokładniejszymi danymi będziemy dysponowali w październiku po rozpoczęciu nowego roku Niedawno media obiegły informacje o łączeniu kilku diecezjalnych seminariów duchownych i przeniesieniu nauki kleryków. Klerycy ze Świdnicy i Legnicy od nowego roku akademickiego podejmą formację w seminarium we Wrocławiu. Podobnie alumni z Bydgoszczy będą kontynuować formację w Poznaniu wraz z klerykami z Kalisza.– To prawda. W najbliższych miesiącach kilku biskupów diecezjalnych oraz przełożonych zakonnych będzie musiało podjąć decyzje związane z reorganizacją dalszej formacji kandydatów do kapłaństwa. Trzeba jednak zaznaczyć, że to nie oznacza likwidacji seminariów duchownych. W nowym projekcie wychowawczym, czyli tzw. „Ratio”, które Stolica Apostolska ogłosiła w 2016 roku, przygotowanie kandydatów do święceń przebiega na czterech etapach. Pierwszy z nich, czyli etap propedeutyczny, a także ostatni – etap pastoralny, powinny być wyodrębnione. Etap propedeutyczny można zorganizować w ośrodku międzydiecezjalnym, natomiast etap pastoralny powinien być przeżywany w macierzystej diecezji. To stwarza konieczność utrzymania pewnych struktur formacyjnych, żeby sprostać wymaganiom Dykasterii ds. Jakie są powody łączenia seminariów?– Zasadniczym powodem jest zmniejszająca się liczba kleryków. W niektórych obszarach formacji nie do zastąpienia są procesy zachodzące w grupie rówieśniczej, a szczególnie te, które mogą zaistnieć we wspólnocie w 2020 roku Kongregacja ds. Edukacji Katolickiej ogłosiła instrukcję o kształceniu intelektualnym w seminariach, w której znajduje się zapis dotyczący odpowiedniej liczby studentów stałych w tzw. instytucjach studiów wyższych. Kongregacji zależy na tym, żeby zapewnić wysoki poziom studiów filozoficznych i teologicznych. W tym obszarze potrzeba również stworzenia odpowiedniego forum sprzyjającego wymianie myśli oraz dzielenia się własnymi zasobami i uzdolnieniami. Nowe instytuty trzeba powołać i afiliować już w najbliższym czasie, a to stawia nas wobec nowych wyzwań Taka konsolidacja seminariów nie jest wcale procesem nowym w Kościele w Polsce. Studia w Krakowie odbywają wspólnie klerycy archidiecezji krakowskiej i diecezji bielsko-żywieckiej, w Częstochowie klerycy archidiecezji częstochowskiej i diecezji sosnowieckiej, a w Opolu – z diecezji opolskiej i gliwickiej, a od kilku lat klerycy z Kalisza są w seminarium poznańskim.– Tak, to prawda. W Kościele jesteśmy przyzwyczajeni do stałości i niezmienności. Mamy dogmaty, których nie można zmieniać. Ale są też w Kościele elementy zmienne. Żywy organizm wspólnoty pobudzany Duchem Jezusa odpowiada na wyzwania czasu, znajdując nowe sposoby, także strukturalne, wypełniania swej niezmiennej misji. Decydują o tym czynniki kulturowe, społeczne, a czasami także polityczne. Kościół ma to do siebie, że egzystuje w świecie widzialnym, choć czerpie życie ze świata nadprzyrodzonego. W ciągu wieków wielokrotnie zmieniały się modele formacji do Sprawa jest pewnie dla Księdza Rektora trudna, tym bardziej, że dojdzie do włączenia kleryków z diecezji legnickiej do seminarium wrocławskiego…– W jednym z wywiadów, chyba dwa lata temu, mówiłem o tym, że nie jestem zwolennikiem szybkiego łączenia seminariów. W wychowaniu do kapłaństwa bardzo ważne jest budowanie dojrzałej więzi kleryków ze swoim biskupem oraz z lokalnym Kościołem. Ponadto seminarium duchowne spełnia ważną rolę wobec osób rozeznających powołanie do kapłaństwa. W ubiegłym roku biskupi z Legnicy i Świdnicy zdecydowali się na utworzenie wspólnego ośrodka propedeutycznego. Trudno byłoby teraz rozwiązywać wspólnotę, którą zbudowano w ciągu tych kilku miesięcy. W związku z tym w metropolii podjęto decyzję, żeby nie tylko skonsolidować pierwsze roczniki, ale także starsze. Trzeba bowiem pamiętać, że w przyszłości klerycy będą ze sobą współpracowali w duszpasterstwie. Musimy zatem dołożyć starań, żeby poznali się już na etapie W medialnym opisie całego zjawiska używa się terminu „likwidacja”, który nie jest chyba do końca prawdziwy?– To jest język sensacji. Jak już wspomniałem, bardziej odpowiednie byłoby mówienie o koniecznym przekształceniu seminariów. Musimy, między innymi, zmienić strukturę procesu przygotowawczego i pastoralnego. Na Dolnym Śląsku został powołany ośrodek propedeutyczny w Świdnicy dla całej metropolii wrocławskiej, a następne dwa etapy formacji będą się odbywały we Wrocławiu. Ostatni etap, pastoralny, jest ukierunkowany na diecezję macierzystą, w której będzie posługiwał kandydat do Jaki los czeka same gmachy seminaryjne? Jak będą utrzymywane i na co przeznaczane?– To zależy od potrzeb diecezji i zakonów. Osobiście widzę dużą szansę na to, żeby seminaria nadal spełniały swoją rolę, tyle że teraz w odniesieniu do innej grupy wiernych. Samo słowo „seminarium” wiele wyjaśnia, ponieważ jest związane z zasiewem i wzrostem. Zasiewa się słowo Boże, żeby wyrastało z niego nowe życie. Dotychczas w centrum uwagi byli kandydaci do kapłaństwa. Teraz będą osoby świeckie i naszym domu diecezjalnym ten proces dzieje się już od dłuższego czasu. Od samego początku odbywa się w nim formacja stała prezbiterów i osób konsekrowanych. Ale też od wielu lat z możliwości naszego domu korzystają różne grupy. Sztandarowym projektem są rekolekcje Triduum Paschalnego, w których biorą udział całe rodziny. Każdego roku 80-100 osób przeżywa wspólnie Paschę Chrystusa. Ponadto organizujemy rekolekcje, kursy, obozy powołaniowe i szkolenia. Bardzo dobrze funkcjonuje Akademia Myśli Chrześcijańskiej i Diecezjalna Szkoła Liturgii. Od dłuższego już czasu z jednej części budynku korzysta Instytut Muzyki Kościelnej, który kształci muzyków kościelnych. Tam też odbywają się regularne próby chóru diecezjalnego. W naszym domu funkcjonuje też Poradnia Rodzinna. Teraz tę ofertę będziemy mogli poszerzyć. Z taką myślą biskup Andrzej Siemieniewski kilka miesięcy temu powołał do istnienia w budynku diecezjalnym „Dom Słowa”.KAI: W jaki sposób będzie przebiegał proces konsolidacji w przypadku seminariów zakonnych? Tu raczej o łączeniu nie może być mowy?– To prawda. Trzeba dobrze rozumieć czym są zakony i zgromadzenia. Zasadniczo są to wspólnoty ukierunkowane na przeżywanie miłości chrześcijańskiej w duchu rad ewangelicznych ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Św. Jan w Pierwszym Liście pisze, że nikt nie może powiedzieć, że kocha Boga, którego nie widzi, jeśli nie potrafi kochać człowieka żyjącego obok niego. Pierwszą misją zakonów jest wcielanie tego słowa w życie, aby przez to stawać się „żyjącą Ewangelią”, znakiem dla świata. Dodatkowo życie zakonne jest związane z konkretnymi charyzmatami, które Duch Święty wzbudza w Kościele. Dzięki nim w różnych obszarach może pełniej i skuteczniej urzeczywistniać się natura i misja Kościoła. Tak więc w przypadku zakonów istotne są wspólnotowość i zakonne są powoływane do istnienia tylko wtedy, gdy kształci się kandydatów do kapłaństwa na potrzeby wspólnot, dla realizacji ich charyzmatycznej misji. Z tego powodu nie ma problemu z łączeniem seminariów zakonnych jako ośrodków formacji intelektualnej. Wystarczy jedynie w programie studiów uwzględnić przedmioty specyficzne dla danego zakonu lub zgromadzenia. Jednak nie można sobie wyobrazić całościowej formacji poza swoją własną wspólnotą. Najczęściej to się realizuje w domach zakonnych odrębnych od ośrodków kształcenia Czy i jak proces konsolidacji seminariów duchownych wpłynie na samą formację kandydatów do kapłaństwa, organizację nauki, pracę wykładowców, zarządzanie seminarium jako jednostką akademicką?– Wydaje mi się, że mówiąc o seminariach duchownych za bardzo skupiamy naszą uwagę na studiach teologicznych. Oczywiście, ten aspekt jest istotny, bo klerycy muszą dobrze poznać „regula fidei”, czyli doktrynę Kościoła katolickiego. To jest potrzebne dla osobistego pogłębienia i uzasadnienia wiary, jak również do zdobycia odpowiednich kompetencji dla późniejszego przepowiadania, katechizacji i prowadzenia formacji w różnych grupach. Musimy jednak większą uwagę skupiać na integralności formacji seminaryjnej, bo oprócz sfery intelektu są niezwykle ważne inne: ludzka, duchowa, pastoralna, wspólnotowa i misyjna. Studia bardzo absorbują kleryków, ale to tylko jeden z aspektów ich życia. Można przecież być człowiekiem bardzo sprawnym intelektualnie, ale miernym duchowo, albo niedojrzałym wprost na pytanie o organizację nauki, można powiedzieć, że nie będzie rewolucyjnych zmian, ponieważ seminaria funkcjonują przy wydziałach kościelnych, które w większości zapewniają wysokie standardy kształcenia. Natomiast zmieni się nieco praca zespołów formatorów seminaryjnych, w których pojawią się przedstawiciele poszczególnych diecezji. Trzeba też dobrze przemyśleć obecność biskupów diecezjalnych w procesie formacji ich przyszłych Kleryk dziś a kleryk 20 lat temu to nadal 19-latek przychodzący do seminarium wprost ze szkoły średniej?– W dużej mierze tak. To jest specyfika Kościoła w Polsce i wskaźnik dobrej pracy z młodzieżą, począwszy od Służby Liturgicznej, po różne stowarzyszenia i wspólnoty. Czytałem kiedyś felieton, w którym pewna autorka postulowała, żeby do seminariów przyjmować kandydatów w późniejszym wieku, na przykład po studiach. Według mnie to nie jest jednak właściwe podejście do tematu i nie zniweluje wystarczająco problemów, które mają charakter ogólnospołeczny. Takie podejście jest zbyt socjologiczne. Raczej trzeba się skupić na dobrym przygotowaniu przyszłych kapłanów, żeby niezależnie od wieku wykazywali się głęboką wiarą i zaangażowaniem w sprawy ludzi, do których będą posłani oraz umiejętnością ewangelizowania w świecie takim jakim on jest „dzisiaj”, bez oczekiwania na „lepsze czasy”. To wymaga odpowiednich kwalifikacji ze strony wszystkich osób włączonych w proces Zmiany nie dotyczą tylko wieku kandydatów, ale i ich profilu psychologicznego i socjologicznego?– To prawda. Świat się zmienia, a chrześcijanie wzrastają i żyją w konkretnych okolicznościach kulturowych i społecznych. Obecnie wielkim wyzwaniem jest właściwa wizja człowieka, rozumienie siebie, tożsamość. Życie społeczne w dużej mierze jest nacechowane indywidualizmem i indyferentyzmem Apostolska bardzo wyraźnie wskazuje na wyzwania, jakie stoją przed nami w związku ze zmianami mentalnymi młodych ludzi. Dlatego w nowym „Ratio” nie ma mowy o formacji „rocznikowej”, ale etapowej. Przed przełożonymi seminaryjnymi zostało postawione zadanie dobrego rozeznawania, na ile dany kleryk jest gotowy, żeby w określonym momencie zacząć formację na kolejnym etapie. Niektórzy kandydaci, właśnie ze względu na konieczność głębszego przepracowania problemów charakterologicznych czy osobowościowych, potrzebują więcej czasu. Nowy model formacji stwarza możliwość dostosowania dynamiki drogi do potrzeb konkretnej Od kilkunastu lat Kościół w Polsce uzupełnia podstawowy system formacji do kapłaństwa. Pojawiła się możliwość formacji wstępnej na tzw. roku propedeutycznym oraz otwarcie na starszych, dojrzalszych kandydatów 35+ z poświęconym im seminarium. Czy ten model zaczyna zdawać egzamin?– Tak. Ośrodki propedeutyczne stworzyły dobrą ofertę formacyjną dla młodych kandydatów do kapłaństwa. Ostatnie spotkania odpowiedzialnych za etap propedeutyczny pokazały, że to jest wielka szansa, żeby położyć solidny fundament pod dalsze wychowanie seminaryjne. Na etapie propedeutycznym główny akcent spoczywa na formacji ludzkiej oraz na pogłębieniu osobistej więzi z Jezusem Chrystusem. Z kolei seminarium 35+ stało się profesjonalnym ośrodkiem rozeznawania powołania w świetle kryteriów stawianych kandydatom do kapłaństwa oraz dobrą przestrzenią formowania osób, które mają za sobą różne historie w Zatwierdzony przez Watykan nowy program formacji seminaryjnej dla Kościoła w Polsce „Ratio institutionis sacerdotalis pro Polonia” ma usprawnić proces przyjmowania i przygotowania kandydatów do kapłaństwa, ale czy zahamuje odpływ kleryków w trakcie 6-letnich studiów? Z jakim odsetkiem rezygnacji mamy tu do czynienia?– Nowe „Ratio” nie stawia sobie za cel realizacji wymienionych zadań. Jest w nim co prawda mowa o tzw. duszpasterstwie powołaniowym, czyli o czasie poprzedzającym decyzję, ale dokument głównie koncentruje się na formowaniu kandydatów, którzy odczytali w sobie głos powołania do posługi kapłańskiej w Kościele oraz na formacji permanentnej. Właściwy proces wychowawczy wiąże się z rozeznawaniem drogi życiowej. To czasami prowadzi do zmiany decyzji. Obecnie święcenia kapłańskie przyjmuje ok. 50 proc. tych, którzy zgłaszają się na pierwszy rok W tym roku Kościołowi przybędzie nieco ponad 200 nowych kapłanów. To znaczny, ale i systematyczny spadek w porównaniu z poprzednimi latami. Przyczyny tego stanu są zapewne złożone, ale kryzys jest oczywisty. Można mu zaradzić?– Na pewno zasadniczą sprawą jest modlitwa do Boga, bo to On powołuje tych, których sam chce. Druga sprawa to autentyczna wiara i ewangeliczne życie w Kościele. Na tym polu w ostatnich latach pojawiło się wiele deficytów, czego wyrazem są różne skandale też podyskutować szerzej o tożsamości Kościoła. Dobrze by się stało, gdyby w każdej parafii wierni spotkali się ze sobą i zastanowili się nad tym, dlaczego od wielu lat nikt z ich wspólnoty nie zaangażował się w misję Kościoła. Brak zapału misyjnego jest znakiem kryzysu wspólnoty. Oznacza bowiem, że tajemnica Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego nie jest już postrzegana jako perła, którą chce się pokazać i przekazać innym, ale stała się jedynie „dziedzictwem kulturowym”, dla którego najlepszym miejscem jest Kościół nie zachwyca się żywą wiarą, nie karmi się nią i nie ukazuje jej realnego wpływu na bieg historii świata, to osoby powołane mogą mieć poważny problem z odkrywaniem tożsamości i sensu Zdaniem niektórych publicystów, łączenie seminariów to wstęp do szerszego procesu. „Już dziś trzeba pomyśleć o łączeniu diecezji” – stwierdził niedawno w portalu red. Tomasz Krzyżak. Opinia na wyrost czy jednak jest coś na rzeczy?– Czytałem tę opinię. Dla rzetelności warto powiedzieć, że została ona podparta wypowiedzią papieża Franciszka, która ma inny kontekst, związany z migracją i otwartością na dar każdego człowieka, a nie z misją ewangelizacyjną Kościoła (można by tak pomyśleć, ponieważ w tekście podano błędne odniesienie do adhortacji „Evangelii gaudium”). Ale wracając do pytania, można patrzeć na struktury kościelne z różnej perspektywy. Obecnie wiele osób przykłada do Kościoła katolickiego kryteria korporacyjne. W takiej rzeczywistości liczy się efektywność i wskaźniki ekonomiczne, które nie znoszą jakichkolwiek deficytów. Tymczasem Kościół to coś zupełnie innego. W Kościele wiele rzeczywistości, począwszy od liturgii, jest nieekonomicznych. To jest „święte tracenie”. Tracimy pieniądze na wino i chleb, na świece i kwiaty itd. Już w czasach apostolskich św. Paweł pozwalał wspólnocie z Filippi finansować swoje działania misyjne i ewangelizacyjne. Jest w nas gotowość do tracenia, bo wiemy, że zyskujemy o wiele więcej. Tyle, że zyski są niewidoczne, ponieważ należą do sfery duchowej, nadprzyrodzonej. Podobnie jest ze strukturami diecezjalnymi i jest, że struktur nie można przeceniać. Struktury pełnią funkcję służebną. Trzeba jednak na nie patrzeć oczami wiary, przykładając kryteria teologiczne. Kościoły partykularne, a więc wspólnoty diecezjalne, mają stawać się zaczynem i znakiem jedności. Taki jest bowiem cel, dla którego Jezus Chrystus powołał Kościół: „Aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, by świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś” (J 17,21). Urzeczywistniając ten zamysł w ramach diecezji, wspólnoty partykularne mają realny udział w budowaniu Ciała Chrystusowego, którym jest Kościół wierzący nie powinni patrzeć na diecezje jako na machiny biurokratyczne, bo to jest patrzenie czysto oddolne, korporacyjne, „światowe”. Trzeba natomiast wzmacniać żywotność duchową i charyzmatyczną Kościołów partykularnych, by dzięki temu stawały się one żywymi znakami królestwa Bożego oraz zaczynem Dziękuję za Czytelniku,cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie! Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz prosimy Cię o wsparcie portalu za pośrednictwem serwisu Patronite. Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj. Ksiądz w tym przypadku reprezentuje dobro, a rozmowa z nim to próba znalezienia drogi do zbawienia. – Kryzys duchowy. Sen o rozmowie z księdzem może być oznaką zbliżającego się kryzysu duchowego. Ksiądz w tym przypadku reprezentuje wewnętrzną siłę, która pomaga przezwyciężyć trudności i wyjść z kryzysu.
kw. 12 2009 Spirytyzm stawia sobie za cel zwalczanie braku wiary i jego zgubnych konsekwencji, dając oczywiste dowody istnienia duszy i przyszłego życia; kieruje się więc do tych, którzy w nic nie wierzą, albo którzy wątpią, a ich liczba jest ogromna, zdaje sobie pan z tego doskonale sprawę; ci, którzy wyznają jakąś religię i którym ta wiara wystarcza, nie potrzebują go. Temu, kto mówi: „Wierzę w autorytet Kościoła, trzymam się tego, czego uczy i nie szukam niczego poza nim”, spirytyzm odpowiada, że nie narzuca się nikomu i nie zmusza nikogo to przyjęcia żadnego przekonania. Wolność sumienia jest konsekwencją wolności myślenia, która jest jedną z cech człowieka; spirytyzm byłby sprzeczny z zasadami miłosierdzia i tolerancji, gdyby jej nie szanował. W jego oczach, każda wiara, gdy jest szczera i nie ma na celu czynienia krzywdy bliźniemu, jest godna szacunku, nawet gdyby się w czymś myliła. Jeśli czyjeś sumienie nakazywałoby, na przykład, wierzyć w to, że słońce kręci się wokół siebie, powiemy mu: Proszę wierzyć w to, co się wydaje panu słuszne, to i tak nie zmieni faktu, że to ziemia się kręci, a nie słońce; ale, tak samo jak my nie mamy zamiaru atakować pana sumienia, niech pan nie próbuje również atakować sumienia innych osób. Jeśli z wiary, samej w sobie niewinnej, ktoś uczyni narzędzie prześladowań, stanie się ona szkodliwą i będzie można ją zwalczać. Taka jest, proszę księdza, wytyczna postępowania jaką przyjąłem w rozmowach z przedstawicielami różnych religii, którzy skierowali do mnie swoje pytania. Kiedy dopytywali się o jakiś z punktów naszej filozofii, udzielałem im niezbędnych wyjaśnień, powstrzymując się od dyskutowania nad niektórymi dogmatami, którymi spirytyzm nie musi się przejmować, gdyż każdy ma wolną wolę w wybraniu tego, co uważa za słuszne; nie starałem się jednak nigdy kierować do nich moich pytań, aby wywrzeć presję i zachwiać ich wiarą. Tego, kto przychodzi do nas jak brat, przyjmujemy jak brata; tego, który nas odpycha, zostawiamy w spokoju. Taką radę dawałem bez przerwy spirytystom, gdyż nigdy nie popierałem tych, którzy za misję stawiają sobie nawrócenie duchowieństwa. Mówiłem im ciągle: Siejcie na polu niewierzących, gdyż tam czekają nas największe żniwa. Spirytyzm nie narzuca się sam nikomu, gdyż, jak już powiedziałem, szanuje on wolność sumienia; wie jednocześnie, że każda narzucona religia jest powierzchowna i zachowuje tylko pozory wiary, ale nigdy wiary szczerej. Wykłada swoje zasady każdemu, w ten sposób, że wszyscy mogą sformułować własną opinię co do znajomości tematu. Ci, którzy akceptują jego zasady, niezależnie, czy są duchownymi czy świeckimi, robią to z własnej woli, ponieważ uważają je za racjonalne; ale my nie mamy za złe nikomu, kto jest innego zdania niż nasze. Jeśli dziś trwa walka między Kościołem i spirytyzmem, mamy świadomość tego, że to nie my ją zaczęliśmy. Ksiądz: – Jeśli Kościół, widząc, gdy pojawia się nowa doktryna, spostrzega zasady, które jak podpowiada mu sumienie, powinien potępić, czy podda pan w wątpliwość jego prawa do dyskusji z nimi i ich zwalczania, do ostrzeżenia wiernych przed tym, co uważa za błędy? Allan Kardec: – W żaden sposób nie poddajemy w wątpliwość prawa, z którego i my chcielibyśmy korzystać. Jeśli Kościół ograniczyłby się do dyskusji, nie mogłoby być lepiej; ale proszę przeczytać większość tekstów napisanych przez jego członków i opublikowanych w imię religii, kazań, które wygłoszono; zobaczy pan, jak wypływają z nich obraza i oszczerstwo, a zasady filozofii są wszędzie niegodnie i w złej wierze ukrywane. Czyż nie ogłaszano z ambony, że zwolennicy spirytyzmu są wrogami społeczeństwa i porządku publicznego? A ci, których doprowadził on do wiary, przeklęci i wyrzuceni z Kościoła przez to, że bardziej warto, by byli niewiernymi, niż wierzyli w Boga i duszę dzięki spirytyzmowi? Czyż nie żałowano, że za naszych czasów nie można ich już spalić na stosach inkwizycji? Czy w niektórych miejscach nie wskazywano ich tak, aby mogli stać się obiektem obelg współmieszkańców do tego stopnia, że goniono ich i obrażano na ulicach? Czy nie nakazywano wiernym, by unikać ich jak chorych na dżumę, a służącym nie radzono, by trzymali się z dala od pracy w ich domach? Czyż nie dawano rad kobietom, by porzuciły swych mężów, a mężczyznom, by zostawili swe żony z powodu spirytyzmu? Czyż nie pozbawiono miejsca pracy ludziom, zabrano źródło utrzymania robotnikom, a wszystkim nieszczęśnikom odmówiono miłosierdzia tylko dlatego, że byli spirytystami? Czyż nie wyrzucono z niektórych przytułków nawet osoby niewidome, gdyż nie chciały wyprzeć się swojej wiary? Proszę mi powiedzieć, proszę księdza, czy jest to uczciwa dyskusja? Czy spirytyści odpowiedzieli obelgą na obelgę, złem na zło? Nie. Przeciwstawili wszystkiemu jedynie spokój i umiarkowanie. Świadomość publiczna przyznała już im sprawiedliwość potwierdzając, że to nie oni rozpoczęli atak. Ksiądz: – Każdy rozsądny człowiek ubolewa nad tymi wypaczeniami; ale Kościół nie może ponosić odpowiedzialności za nadużycia popełnione przez niektórych z mniej oświeconych jego członków. Allan Kardec: – Zgadzam się; ale czy ci mniej oświeceni członkowie to nie decydenci Kościoła? Oto nakaz biskupa z Algieru i kilku innych. Czy to nie z rozkazu biskupa doszło do spalenia dzieł spirytystycznych w Barcelonie? Czy wyższa władza eklezjastyczna nie ma kontroli nad swoimi podwładnymi? Jeśli więc toleruje ona niegodne kazania płynące z ambony, jeśli sprzyja ukazywaniu się tekstów obelżywych i oszczerczych w stosunku do części obywateli, jeśli nie sprzeciwia się prześladowaniom, do których dochodzi w imię religii, znaczy to, że je popiera. Podsumowując, Kościół odpychając systematycznie spirytystów, którzy do niego się kierowali, zmuszał ich do zamknięcia się w sobie; poprzez formę, którą przyjął i przez gwałtowność swoich ataków, rozszerzył on dyskusję i przeniósł ją na nowy teren. Spirytyzm był zaledwie prostą filozofią; a to Kościół ją wyolbrzymił prezentując jako strasznego wroga; to on w końcu ogłosił, że jest ona nową religią. To niezręczne, ale w gwałtowności brak jest rozsądku. Wolnomyśliciel: – Ogłosił pan przed chwilą wolność myśli i sumienia, jednocześnie mówiąc, że każda szczera wiara jest godna szacunku. Materializm jest wiarą jak i inne; dlaczego nie cieszy się wolnością, którą daje pan pozostałym? Allan Kardec: – Każdy jest z pewnością wolny, żeby wierzyć w to, co mu się podoba, albo nie wierzyć w zupełnie nic i nie wybaczymy żadnego prześladowania przeciwko temu, który wierzy w nicość po śmierci, podobnie jak przeciwko odszczepieńcowi jakiejkolwiek religii. Zwalczając materializm, atakujemy, nie jednostki, ale filozofię, która, jeśli nawet jest niegroźna dla społeczeństwa, gdy żyje w sumieniu osób oświeconych, staje się ogromnym problemem społecznym, gdy się upowszechnia. Wiara w to, że wszystko się kończy dla człowieka po śmierci, jakakolwiek ludzka solidarność ginie wraz z życiem, prowadzi nas do stwierdzenia, że poświęcenie doczesnych dóbr dla kogoś innego to farsa; stąd maksyma: Każdy sobie przez całe życie, skoro po nim nic nie ma. Miłość, braterstwo, moralność jednym słowem nie mają podstaw, nie mają sensu, by istnieć. Po co się ograniczać, zmuszać, pozbawiać dnia dzisiejszego, jeśli jutro być może już nas nie będzie. Wiara w to, że przyszłości nie ma, najzwyklejsza wątpliwość dotycząca tego, co się wydarzy, najbardziej skłaniają ludzi do egoizmu, źródła wszystkich cierpień ludzkości. Trzeba ogromnej siły charakteru, by nie wpaść w złe przyzwyczajenia, lub przestępczość, jeśli jedynym, co nas hamuje, jest siła naszej woli. Szacunek dla innych może powstrzymać człowieka z wyższych sfer, ale nie tego, który nie boi się niczyjej opinii. Wiara w życie po śmierci pokazująca, że relacje między ludźmi trwają wiecznie, tworzy między nimi solidarność, która nie kończy się razem ze złożeniem ciała do grobu; zaczynają oni więc myśleć inaczej. Gdyby ta wiara była tylko pustymi słowami, trwała by jedynie przez krótki czas; ale jako że jej prawdziwość to fakt udowodniony doświadczeniami, należy ją głosić i sprzeciwiać się wszystkiemu, co jej przeczy, aby w społeczeństwie zapanował porządek. To właśnie czyni Spirytyzm; osiągnął sukces, bo przedstawia dowody i dlatego, że koniec końców, człowiek woli o wiele bardziej mieć pewność, że będzie żył i będzie żył szczęśliwy w lepszym świecie rekompensującym mu doczesne trudy, niż wierzyć, że umrze na zawsze. Myśl, że będziemy na zawsze zniszczeni, wiara, że stracimy bezpowrotnie nasze dzieci i ludzi nam bliskich, uśmiecha się niewielu, proszę mi wierzyć; to dlatego ataki skierowane w stronę spirytyzmu w imieniu niewierzących nie odniosły sukcesów, ani przez chwilę nim nie zachwiały. Ksiądz: – Religia o tym wszystkim uczy; do tej pory wystarczała; czy potrzeba więc nowej filozofii? Allan Kardec: – Jeśli religie wystarczają, dlaczego mamy tylu niewierzących, jak zwykło ich się nazywać w Kościele? Uczą one nas o tym, to prawda; mówią nam, by wierzyć; ale tylu jest ludzi, którzy nie ufają samym tylko słowom! Spirytyzm udowadnia i wykazuje w praktyce to, o czym religie mówią tylko teoretycznie. Zresztą skąd pochodzą te dowody? Z objawienia się Duchów. A prawdopodobnym jest przecież, że Duchy nie manifestują się bez Boskiego pozwolenia; jeśli więc Bóg, w swojej dobroci, wysyła ludziom tę pomoc, by wydobyć ich z ateizmu, byłoby niereligijnym ją odrzucić. Ksiądz: – Zgodzi się jednak pan z tym, że nie wszędzie spirytyzm zgadza się z religią. Allan Kardec: – Boże drogi, proszę księdza, wszystkie religie to powiedzą: protestanci, żydzi, muzułmanie, podobnie jak katolicy. Jeśli spirytyzm negowałby istnienie Boga, duszy, jej indywidualności i nieśmiertelności, przyszłych kar i nagród, wolnej woli człowieka; jeśli uczyłby, że jesteśmy na tym świecie dla nas samych i musimy tylko o sobie samym myśleć, byłby nie tylko niezgodny z religią katolicką, ale ze wszystkimi religiami świata; negowałby wszystkie prawa moralne, fundamenty ludzkich społeczeństw. Jesteśmy jednak dalecy od tego; Duchy mówią nam o Bogu jedynym, dobrym i w najwyższym stopniu sprawiedliwym; mówią, że człowiek jest wolny i odpowiedzialny za swoje czyny, nagradzany lub karany zgodnie z dobrem lub złem, które czynił; umieszczają powyżej wszystkich cnót ewangeliczną miłość i tę przepiękną zasadę, o której uczył Chrystus: Czynić innym tak, jakbyśmy my chcieli, by nam czyniono. Czy to nie są podstawy religii? Duchy idą dalej: wprowadzają nas w tajemnice przyszłego życia, nie jest ono dla nas już abstrakcją, ale rzeczywistością, gdyż to te same osoby, które niegdyś znaliśmy, przychodzą opowiedzieć nam o swojej sytuacji, poinformować nas dlaczego i w jaki sposób teraz cierpią, bądź są szczęśliwe. Co jest w tym antyreligijnego? Czy ta pewność dotycząca przyszłości, tego, że ponownie spotkamy tych, których kochamy, nie jest pocieszeniem? Czy ten ogrom życia duchowego, który jest naszą esencją, porównany do nic nieznaczących zajęć życia doczesnego, nie jest w stanie uczynić naszą duszę wspanialszą, zachęcić nas do czynienia dobra? Ksiądz: – Przyznaję, że w kwestiach ogólnych, spirytyzm zgadza się z wielkimi prawdami Chrześcijaństwa; ale czy jest tak samo w przypadku dogmatów? Czyż nie zaprzecza on niektórym zasadom, o których naucza Kościół? Allan Kardec: – Spirytyzm jest przede wszystkim nauką i nie zajmuje się w ogóle kwestiami dogmatycznymi. Ta nauka ma konsekwencje moralne jak wszystkie nauki filozoficzne; czy te konsekwencje są dobre czy złe? Można je ocenić odwołując się do zasad ogólnych, które przed chwilą przypomniałem. Niektóre osoby mylnie rozumieją prawdziwy charakter spirytyzmu. Kwestia jest na tyle istota, że warto jest ją trochę rozwinąć. Zacytujmy na początek małe porównanie: elektryczność, będąc częścią natury, istniała od zawsze i we wszystkich czasach była przyczyną zjawisk nam znanych i wielu innych, o których jeszcze nie mamy pojęcia. Ludzie, nie znając ich prawdziwego powodu, tłumaczyli niewyjąśnione zdarzenia w sposób mniej lub bardziej dziwny. Odkrycie elektryczności i jej właściwości obaliło jednak wiele absurdalnych teorii rzucając światło na jeszcze jedną tajemnicę natury. To, co elektryczność i, ogólnie mówiąc, fizyka zrobiły w przypadku niektórych zjawisk, spirytyzm zrobił w przypadku zjawisk jeszcze innego rodzaju. Spirytyzm bazuje na istnieniu świata niewidzialnego złożonego z istot bezcielesnych, które zaludniają przestrzeń i które są najzwyczajniej duszami tych, którzy niegdyś żyli na Ziemi bądź na innych planetach i porzucili już powłokę materialną. To ich nazywamy Duchami. Otaczają nas one bezustannie, wpływają one na ludzi w ogromny sposób, ale bez ich wiedzy; odgrywają bardzo aktywną rolę w świecie moralnym i do pewnego stopnia w świecie fizycznym. Spirytyzm jest więc w naturze i można stwierdzić, że w pewnym sensie, jest jej siłą, podobnie jak jest nią, choć w nieco innym sensie, elektryczność, bądź grawitacja. Zjawiska, których źródłem jest świat niewidzialny, miały miejsce na przestrzeni wszystkich wieków; to dlatego historia każdego narodu o nich wspomina. Jedynie ze względu na swoją niewiedzę, tak jak było to w przypadku elektryczności, ludzie tłumaczyli te zjawiska w sposoby mniej lub bardziej racjonalne i puszczając, by to uczynić, wodze swojej fantazji. Spirytyzm, lepiej obserwowany od czasu, gdy stał się czymś powszechnym, rzuca światło na mnóstwo kwestii do tej pory nierozwiązywalnych, albo źle zrozumianych. Jego prawdziwy charakter jest więc naukowy, a nie religijny; dowodem na to jest fakt, że pośród jego zwolenników znajdują się ludzie wszystkich wierzeń, którzy z tego powodu nie zrezygnowali ze swoich wcześniejszych przekonań: gorliwi katolicy, którzy nie przestali praktykować tego, co nakazuje im ich wiara, o ile nie odepchnął ich Kościół, protestanci wszystkich wyznań, izraelici, muzułmanie, a nawet buddyści i hinduiści. Bazuje on więc na zasadach niezależnych od jakiejkolwiek kwestii dogmatycznej. Jego konsekwencje moralne idą w stronę Chrześcijaństwa, gdyż to Chrześcijaństwo jest, ze wszystkich religii, tą najbardziej oświeconą i najczystszą i, z tego powodu, ze wszystkich ruchów religijnych świata, chrześcijanie najlepiej mogą zrozumieć jego prawdziwą esencję. Czy można mu to zarzucać? Każdy może stworzyć sobie religię z własnych opinii, interpretować do woli znane wierzenia, ale stąd do stworzenia nowego Kościoła jest daleko. Ksiądz: – Czy jednak nie wywołujecie Duchów kierując się formułami religijnymi? Allan Kardec: – Z całą pewnością na naszych spotkaniach i w wywoływaniu Duchów obecne są uczucia religijne, ale nie ma w nich formuł rytualnych; dla Duchów myśl jest wszystkich, a forma niczym. Wzywamy je w imię Boga, gdyż wierzymy w Boga i wiemy, że nic nie dzieje się na tym świecie bez Jego pozwolenia, i, jeśli Bóg nie zezwoli im przyjść, nie pojawią się; podchodzimy do naszych prac ze spokojem i pokorą, gdyż ich zachowanie jest niezbędnym warunkiem do naszych obserwacji, po drugie, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że należy szanować tych, którzy nie żyją już na Ziemi niezależnie od tego, czy są w dobrej, czy złej sytuacji w świecie Duchów; wzywamy Duchy dobre, gdyż wiedząc iż są dobre i złe, pilnujemy, by te drugie nie mieszały się oszukańczo w przesłania, które otrzymujemy. Czego to wszystko dowodzi? Że nie jesteśmy ateistami, choć nie wynika z tego, że jesteśmy wyznawcami jakiejś religii. Ksiądz: – No dobrze, a co mówią Duchy w sprawie religii? Dobre powinny nam coś doradzić, jakoś nami pokierować. Załóżmy, że nie wyznaję żadnej religii, a chcę jedną wybrać. Jeśli zapytam się ich: Czy radzicie mi, bym stał się katolikiem, protestantem, anglikaninem, kwakierem, żydem, mahometaninem, czy mormonem, jakiej udzielą mi odpowiedzi? Allan Kardec: – W przypadku mówienia o religiach trzeba rozważyć dwie rzeczy: ogólne zasady wspólne dla wszystkich i zasady charakterystyczne dla każdej z nich. O ogólnych zasadach mówiliśmy przed chwilą i jeśli chodzi o nie, wszystkie Duchy je głoszą, niezależnie od swojej pozycji. Co do tych drugich, Duchy pospolite, nie będące złymi, mogą mieć swoje preferencje i opinie; mogą zalecać tę lub inną formę. Mogą więc nas zachęcać do pewnych praktyk, albo przez osobiste przekonanie, albo przez fakt, że zachowały jeszcze idee z życia ziemskiego, być może też przez ostrożność, by nie wypłoszyć lękliwych dusz. Czy uważa pan, że, na przykład, oświecony Duch, nawet gdyby to był Fénelon, zwracając się do muzułmanina, w sposób niezręczny da mu do zrozumienia, że Mahomet był oszustem i, że będzie on potępiony, jeśli nie stanie się chrześcijaninem? Na pewno by się od tego powstrzymał, w innym wypadku zraziłby swojego rozmówcę. Duchy wyższe generalnie i wtedy, gdy nie pyta się ich na ten temat przez jakiś specjalny wzgląd, nie przejmują się szczegółami; ograniczają się do mówienia: „Bóg jest dobry i sprawiedliwy; pragnie jedynie dobra; najlepsza ze wszystkich religii jest więc ta, która uczy tylko tego, co jest w zgodzie z dobrocią i sprawiedliwością Bożą; która daje Bogu największy, najwznioślejszy wymiar i nie zniża Go do poziomu ludzi przypisując mu ludzkie małostki i żądze; która czyni ludzi dobrymi i szlachetnymi oraz uczy ich, by się kochali jak bracia, a gani każde zło, które czynią bliźniemu; która nie zezwala na niesprawiedliwość niezależnie od jej formy i pretekstu, który miałby ją powodować; która nie nakazuje nic niezgodnego z niezmiennymi prawami natury, gdyż Bóg nie może sobie przeczyć; ta, której kapłani dają najlepszy przykład dobroci, miłości i moralności; ta, która najlepiej próbuje zwalczać egoizm i najmniej wychwala dumę i próżność ludzi; ta w końcu, w której imię czyni się najmniej złych rzeczy, gdyż dobra religia nie może być pretekstem do jakiegokolwiek zła: nie może mu zostawić otwartych żadnych drzwi, ani bezpośrednio, ani przez interpretację. Przyjrzyjcie się, osądźcie i wybierzcie.” Ksiądz: – Podejrzewam, że niektóre punkty doktryny katolickiej są poddawane w wątpliwość przez Duchy, które uznajecie za wyższe; podejrzewam nawet, że w tym przypadku się one mylą; czy wiara tego, dla kogo są, słusznie czy nie, artykułami wiary, którą w konsekwencji praktykuje, jest, według tych samych Duchów, szkodliwa dla jego zbawienia? Allan Kardec: – Z całą pewnością nie, jeżeli ta wiara nie oddala go od czynienia dobra, a nawet przeciwnie do tego zachęca; jednocześnie identyfikowanie się z najlepiej nawet skonstruowaną religią będzie szkodliwe, jeśli daje to okazję do czynienia zła, zaniedbywania pomocy bliźniemu, a także jeśli czyni z niego zatwardziałego egoistę, gdyż działać on powinien zgodnie z prawem Boga, a Bóg patrzy najpierw na to, co myślimy, zanim coś zrobimy. Któż śmiałby poprzeć inną opinię? Czy myśli pan, na przykład, że człowiek, który wierzy z całym przekonaniem w Boga i, który w Jego imię, popełnia czyny nieludzkie, albo przeciwne miłosierdziu, będzie miał jakiś większy użytek ze swojej wiary? Czyż nie jest tym bardziej winny, im więcej ma do dyspozycji środków, które go oświecają? Ksiądz: – Tym samym gorliwy katolik, który skrupulatnie wypełnia obowiązki swojej wiary nie jest ganiony przez Duchy? Allan Kardec: – Nie, gdy tak podpowiada mu sumienie i kiedy czyni to szczerze; tak, tysiąc razy tak, jeśli kieruje nim hipokryzja i jest w nim jedynie pozorna pobożność. Duchy wyższe, te, których misją jest dbanie o postęp ludzkości, występują przeciwko wszystkim nadużyciom, mogą ten postęp opóźnić, w jakikolwiek sposób by do tego nie dochodziło i niezależnie od tego, które jednostki lub grupy społeczne by z nich nie korzystały. Nie zaprzeczy pan jednak temu, że religia nie była nigdy od nich wolna; jeśli, między jej kapłanami są tacy, którzy wykonują swoją misję z całkowicie chrześcijańskim oddaniem, dzięki którym staje się ona wielka, piękna i godna szacunku, przyzna pan jednak, że nie każdy z nich rozumiał zawsze jak święte jest jego zadanie. Duchy piętnują zło wszędzie, gdzie ono się znajduje; czy jednak wskazywać nadużycia religii znaczy to samo co ją atakować? Największymi jej wrogami są ci, którzy ich bronią, gdyż to przez te nadużycia ludzie zaczynają myśleć, że coś lepszego może ją zastąpić. Gdyby religii groziło jakieś niebezpieczeństwo, trzeba byłoby zabrać się za tych, którzy dają o niej fałszywe świadectwo czyniąc z niej arenę ludzkich pasji oraz którzy wykorzystują ją dla swojej ambicji. Ksiądz: – Mówi pan, że spirytyzm nie dyskutuje z dogmatami, a jednak przyznaje on niektóre rzeczy zwalczane przez Kościół takie chociażby jak reinkarnacja, pojawienie się człowieka na Ziemi przed Adamem; zaprzecza on wieczność kar, istnienie demonów, Czyściec, ogień piekielny. Allan Kardec: – O tych wszystkich rzeczach dyskutuje się od dawna i to nie spirytyzm je pierwszy podważył; niektóre z tych opinii są nawet dyskutowane przez teologów i to przyszłość je oceni. Jedna wielka zasada dominuje jednak nad wszystkim: czynienie dobra, które jest wyższym prawem, warunkiem sine qua non naszej przyszłości, czego dowodzi nam sytuacja Duchów, które z nami się komunikują. Czekając, aż światło zapali się dla was i w tych kwestiach, wierzcie, jeśli taka jest wasza wola, w płomienie i materialne tortury, jeśli pomoże to wam w nieczynieniu zła: nie uczyni ich to bardziej rzeczywistymi, jeśli de facto ich nie ma. Wierzcie, że mamy tylko jedno istnienie cielesne, jeśli bardziej wam to odpowiada: nie przeszkodzi wam to w ponownym narodzeniu się tu, czy tam, jeśli tak ma być, nawet pomimo waszej woli; wierzcie, że nasz świat został stworzony w sześć razy dwadzieścia cztery godziny, jeśli taka jest wasza opinia: nie przeszkodzi to Ziemi mieć zapisany w swych geologicznych warstwach dowodu na to, że tak nie było; wierzcie, jeśli chcecie, że Jozue zatrzymał słońce: nie przeszkodzi to Ziemi w tym, by wokół niego krążyła; wierzcie, że człowiek jest na Ziemi od 6000 lat: nie przeszkodzi to faktom pokazać, że to niemożliwe. A co powiecie, jeśli pewnego pięknego dnia ta nieugięta geologia wykaże za pomocą namacalnych śladów, że człowiek istniał już wcześniej, tak jak wykazała już tyle innych rzeczy? Wierzcie więc we wszystko, w co chcecie, nawet w diabła, jeśli ta wiara może was uczynić dobrymi, ludzkimi i miłosiernymi dla innych. Spirytyzm jako myśl moralna narzuca tylko jedno: potrzebę czynienia dobra i nieczynienia zła. Jest nauką bazującą na obserwacji, która, powtarzam, ma konsekwencje moralne, a te konsekwencje są potwierdzeniem i dowodem na wielkie zasady religii; jeśli chodzi o drugorzędne kwestie, daje on ludziom wolność w wyborze. Proszę zauważyć, że niektórych spornych punktów, o których pan mówił, spirytyzm nie poddaje w wątpliwość w całości. Jeśli przeczytał pan wszystko, co napisałem na ten temat, zauważył pan, że ogranicza się on do interpretowania ich w logiczniejszy i bardziej racjonalny sposób, niż czyniło się to do tej pory. Na przykład nie neguje istnienia Czyśćca; wykazuje przeciwnie jego potrzebę i sprawiedliwość; ale idzie dalej, definiuje go. Piekło opisywano jako ogromny kocioł; ale czy to w ten sposób rozumieją go najwięksi teologowie? Z całą pewnością nie; mówią wyraźnie, że jest to tylko wyobrażenie; że ogień, który nas pali, to ogień moralny symbolizujący największe cierpienia. Jeśli chodzi o kary mające trwać wieczność, gdybyśmy mogli poznać wewnętrzne przekonanie wszystkich ludzi potrafiących rozumować i rozumieć, nawet osób związanych z religią, zobaczylibyśmy, po której stronie jest większość, gdyż idea nieskończoności męki jest zaprzeczeniem nieskończonego miłosierdzia Boskiego. Oto co zresztą mówi o tym filozofia spirytystyczna: Długość kary jest zależna od poprawy winnego Ducha. Nie wydaje się przeciwko niemu żadnego wyroku na czas określony. To, czego wymaga Bóg, aby zakończyć cierpienia, to skrucha, pokuta i zadośćuczynienie, innymi słowy, poważna i skuteczna poprawa oraz szczery powrót do dobra. Duch jest w ten sposób sędzią własnego losu; może przedłużyć swoje cierpienia poprzez upieranie się przy czynieniu zła, albo je złagodzić i skrócić przez swoje wysiłki w praktykowaniu dobra. Jako że długość kary jest zależna od skruchy, wynika z tego, że Duch winny, który nigdy nie pożałowałby tego, co zrobił, ani nigdy się nie poprawił, cierpiałby bez przerwy, a kara byłaby dla niego wieczna. Nieskończoność kar należy więc rozumieć jako coś relatywnego, a nie ogólnego. Właściwym mniej rozwiniętym Duchom jest poczucie, że nie widzą kresu swojej sytuacji i wierzą, że będą cierpiały zawsze; to dla nich kara. Ale, jak tylko ich dusza otwiera się na skruchę, Bóg pozwala im ujrzeć promień nadziei. Ta filozofia jest z całą pewnością bardziej zgodna z Boską sprawiedliwością, który karze dopóki upieramy się przy złu, który ułaskawia nas, gdy tylko wchodzimy na dobrą drogę. Kto to wymyślił? My? Nie; uczą nas o tym Duchy i udowadniają nam pokazując przykłady, które codziennie widzimy przed naszymi oczami. Duchy nie zaprzeczają więc istnieniu przyszłych kar, skoro opisuję własne cierpienia; i obraz, który przed nami malują, porusza nas o wiele bardziej niż wieczne płomienie, gdyż wszystko jest w nim doskonale logiczne. Rozumiemy, że jest to możliwe, że musi być w ten sposób i że ta sytuacja jest naturalnym następstwem rzeczy; może ją zaakceptować myśliciel, filozof, gdyż nic w niej nie przeczy rozsądkowi. Oto dlaczego spirytystyczne wierzenia doprowadziły do dobra tłumy ludzi, nawet materialistów, których do tej pory strach przed piekłem, takim jak go się przedstawia, nie zatrzymywał ani przez chwilę. Ksiądz: – Idąc tym tokiem myślenia, czy nie uważa pan, że zwykłemu człowiekowi potrzeba bardziej uderzających obrazów, a nie filozofii, której nie potrafi zrozumieć? Allan Kardec: – To właśnie błąd, który z niejednego uczynił już materialistę, albo przynajmniej odwrócił więcej niż jednego człowieka od religii. Przychodzi moment, kiedy te obrazy już nie przerażają i wtedy ludzie, którzy myślą powierzchownie, odrzucając część, odrzucają wszystko, gdyż stwierdzają: Jeśli uczono mnie, że niezaprzeczalną prawdą jest coś, co jest fałszywe, jeśli wmawiano mi, że jakiś obraz, jakieś wyobrażenie jest realne, kto mi zagwarantuje, że cała reszta jest prawdziwa? Jeśli jednak rozwijający się rozum nie odrzuca niczego, wiara się umacnia. Religii zawsze będzie na rękę podążać razem z postępem myśli; jeśli kiedyś miałaby upaść, to dlatego że ludzie pójdą do przodu, a ona zostanie w tyle. Myli epoki ten kto wierzy, że można jeszcze prowadzić ludzi strasząc ich demonem i wiecznymi torturami. Ksiądz: – Kościół w rzeczywistości przyznaje dzisiaj, że Piekło jest w rzeczywistości jedynie wyobrażeniem; ale nie wyklucza to istnienia demonów; jeśli by ich nie było, w jaki sposób wytłumaczyć wpływ zła, które nie może pochodzić od Boga? Allan Kardec: – Spirytyzm nie przyznaje istnienia demonów w powszechnym tego słowa znaczeniu, ale stwierdza, że są złe Duchy, które nie są warte wiele więcej i które czynią tak samo wiele zła budząc w nas złe myśli; jedynie twierdzi on, że nie są to jakieś zupełnie inne istoty, stworzone do zła i zdane na zawsze na zło, rodzaj wyrzutków stworzenia, katów rodzaju ludzkiego; to po prostu istoty zacofane, jeszcze niedoskonałe, ale którym Bóg rezerwuje lepszą przyszłość. Zgadza się w tym z Kościołem greko-katolickim, który uznaje nawrócenie się Szatana, aluzję do poprawy złych Duchów. Proszę zwrócić uwagę jeszcze na to, że samo słowo demon nie znaczy koniecznie zły Duch, tak jak obecnie się to przyjęło; greckie słowo daimon oznacza duch, inteligencja. A więc przyjąć, że można komunikować się ze złymi Duchami, oznacza przyznać, że realność manifestacji jest faktem. Trzeba wiedzieć, czy to tylko złe Duchy się z nami komunikują, tak jak utrzymuje Kościół, ażeby dać jakiś powód zakazowi, który dotyczy ich wywoływania. Przywołamy tu rozsądek i fakty. Jeśli Duchy, jakiekolwiek by one nie były, mogą z nami się porozumiewać, to dlatego że mają Boskie pozwolenie: czy należałoby więc zrozumieć, że zezwala on na to tylko Duchom złym? Jak to? Podczas gdy dawałby całkowitą wolność tym, którzy przybywają sprowadzić ludzi na złą drogę, zabraniałby dobrym przybywać, aby stanowiły ich przeciwwagę i neutralizowały ich szkodliwe idee? Czy wiara w taki stan rzeczy nie poddawałaby w wątpliwość Boską moc i dobroć, oraz nie czyniłaby z Szatana rywala Boga? Biblia, Ewangelia, Ojcowie Kościoła przyznają zgodnie, że komunikacja ze światem niewidzialnym jest możliwa, a ze świata tego dobre Duchy nie są wykluczone; dlaczego miałyby być poza nim i dzisiaj? Zresztą Kościół uznając za autentyczne niektóre objawienia i przesłania świętych, wyklucza samemu to, że możemy komunikować się jedynie ze złymi Duchami. Z całą pewnością kiedy przekazy zawierają jedynie dobre rzeczy, gdy głoszą najczystsze i najwznioślejsze nauki Ewangelii, wychwalają wyrzeczenie się dóbr, bezinteresowność, miłość do bliźniego; kiedy piętnuje się w nich zło, nie zależnie od barwy jaką przybiera, czy jest racjonalnym wierzyć, że to złośliwy Duch pragnie w ten sposób osiągnąć swoje korzyści? Ksiądz: – Ewangelia uczy nas o tym, że anioł ciemności, czyli Szatan, przemienia się w anioła światła, by w ten sposób zwieść ludzi. Allan Kardec: – Szatan według spirytyzmu i w opinii wielu chrześcijańskich filozofów, nie jest w żaden sposób istotą realną; to personifikacja zła, tak jak niegdyś Saturn był personifikacją czasu. Kościół bierze dosłownie tę alegorię; to już kwestia osobistych poglądów, o których nie będę dyskutował. Przypuśćmy na moment, że Szatan rzeczywiście istnieje; Kościół przez cały czas wyolbrzymiając jego potęgę w celu wywołania strachu, osiąga przeciwny rezultat, całkowicie niszczy nie tylko sam strach, ale także całą wiarę w jego istnienie, tak jak w tym przysłowiu: „Kto chce zbyt wiele udowodnić, nic nie udowadnia”. Przedstawia go jako ogromnie bystrego, zręcznego i sprytnego, natomiast gdy mówi się o kwestiach spirytyzmu staje się on nagle niezręcznym głupcem. Jako że celem Szatana jest zapełnianie piekła swymi ofiarami i odbieranie dusz Bogu, można wywnioskować, że kieruje się on do tych, którzy prowadzą dobre życie, aby następnie wprowadzić ich w zło; aby tego dokonać przemienia się, jak głosi piękna alegoria, w anioła światła, czyli staje się hipokrytą udającym szlachetnego; ale to, że wypuszcza on tych, których trzyma już w swoich szponach, tego już nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Ci, którzy nie wierzą w Boga ani w duszę, którzy pogardzają modlitwą i prowadzą zdeprawowany żywot należą do niego, bardziej niż można to sobie wyobrazić; nie musi on robić już nic, by jeszcze bardziej wepchnąć ich w piekielną smołę; a przecież namawianie ich, by zwrócili się w stronę Boga, zaczęli się modlić, poddali się Jego woli, zachęcanie ich do zrezygnowania ze zła przez pokazanie im szczęścia wybranych i smutny los, który czeka niepokornych, byłoby działaniem głupca, mniej rozsądne chyba niż, gdybyśmy wypuścili ptaka z klatki myśląc, że później z powrotem go złapiemy. Jest więc w stwierdzeniu, że jedynie demony mogą się komunikować, sprzeczność, którą wychwytuje każdy rozsądny człowiek; dlatego też nie przekonamy już nigdy nikogo, że Duchy, które przyprowadzają do Boga tych, którzy w niego nie wierzyli, do dobra tych, którzy czynili zło, Duchy, które przynoszą pocieszenie zasmuconym, dodają siły i odwagi najsłabszym, które przez wspaniałość swoich nauk wynoszą duszę ponad życie materialne, są wysłannikami Szatana i, że z tego powodu należy zakazać jakichkolwiek związków ze światem niewidzialnym. Ksiądz: – Jeśli Kościół zakazuje komunikowania się z Duchami zmarłych to dlatego, że jest to sprzeczne z religią, skoro potępia to Ewangelia i Mojżesz. Ten ostatni, nakazując wymierzanie kary śmierci za te praktyki, dowodzi tym samym jak niegodne są one w oczach Boga. Allan Kardec: – Proszę o wybaczenie, ale ten zakaz nie znajduje się nigdzie w Ewangelii; odnajdujemy go jedynie w prawie mojżeszowym. Trzeba więc postawić sobie pytanie, czy Kościół kładzie prawo mojżeszowe ponad prawo ewangeliczne, innymi słowy mówiąc, czy jest bardziej żydowski czy chrześcijański. Warto również zauważyć, że spośród wszystkich religii to judaizm najmniej sprzeciwiał się spirytyzmowi i przez moment nie odwoływał się do prawa Mojżesza, na którym opierają się chrześcijanie. Jeśli nakazy biblijne są kodeksem wiary chrześcijańskiej, dlaczego zakazywać czytania Biblii? Co ludzie powiedzieliby, gdyby zakazać obywatelom studiowanie kodeksu karnego ich kraju? Zakaz Mojżesza miał swoją rację bytu, gdyż hebrajski legislator chciał, by jego lud zerwał ze wszystkimi zwyczajami zaczerpniętymi od Egipcjan, a także ponieważ praktyki, o które chodzi, były obiektem nadużyć. Nie wywoływano zmarłych przez szacunek czy przywiązanie do nich, ani przez żadną pobożność; to był środek do stawiania wróżb, przedmiot godnego wstydu handlu wykorzystywanego przez szarlatanów odwołujących się do przesądów; Mojżesz zabronił go więc jak najbardziej słusznie. Jeśli wyznaczył przeciw tym nadużyciom surową karę, znaczy to, że potrzeba było rygorystycznych środków, by rządzić tym niezdyscyplinowanym ludem; przez to właśnie jego prawo nie jest oszczędne w skazywaniu na karę śmierci. Niesłusznie ludzie podpierają się argumentem surowej kary, aby udowodnić stopień przewinienia przy wywoływaniu zmarłych. Jeśli zakaz wywoływania Duchów pochodzi od samego Boga, jak uważa Kościół, znaczy to, że to Bóg nakazał stosowanie kary śmieci wobec przestępców. Kara miałaby więc charakter tak samo święty jak i sam zakaz; dlaczego więc jej nie zachować? Mojżesz ogłosił wszystkie prawa w imię Boga i z Jego rozkazu. Jeśli uważa się, że ich autorem jest Bóg, dlaczego nikt już nie jest im posłuszny? Jeśli prawo mojżeszowe jest dla Kościoła w jakimś punkcie równe aktowi wiary, czemu nie jest tak w przypadku jego wszystkich zaleceń? Po co odwoływać się do niego wtedy, gdy czegoś potrzebujemy, a odrzucać je, jeśli coś nam nie odpowiada? Dlaczego nie stosujemy się do wszystkich nakazów tego prawa, chociażby do obrzezania, któremu poddał się także Jezus, a którego przecież nie zniósł? W prawie mojżeszowym można wyróżnić dwie części: po pierwsze, prawo Boga, ujęte na tablicach z góry Synaj; to prawo ostało się, ponieważ jest Boskie, a Chrystus je tylko rozwinął; po drugie, prawo cywilne i dyscyplinarne dostosowane do zwyczajów czasu, które Chrystus zniósł. Dziś okoliczności nie są już te same i zakaz Mojżesza nie ma już podstaw. Zresztą, jeśli Kościół zakazuje wywoływania Duchów, czy może im uniemożliwić pojawianie się, gdy wcale ich nie wzywamy? Czy nie widzimy codziennie jak ludzie są świadkami manifestacji różnego typu, ludzie, którzy nigdy wcześniej nie zajmowali się spirytyzmem, czy nie widzieliśmy już ich wtedy, kiedy nie było jeszcze tych wszystkich dyskusji? Inna sprzeczność polega na tym, że skoro Mojżesz zabronił wywoływania Duchów zmarłych, oznacza to, iż mogą one się pojawić, w innym bowiem przypadku zakaz nie miałby sensu. Jeśli mogły pojawiać się za jego czasów, mogą to robić i dziś; jeżeli są to Duchy zmarłych, to nie mogą być to wyłącznie demony. Przede wszystkim trzeba być logicznym. Ksiądz: – Kościół nie zaprzecza, że dobre Duchy mogą się komunikować, gdyż uznaje, iż święci również się objawiali ludziom; ale nie może uznać on za dobre te, które zaprzeczają jego niezmiennym zasadom. Duchy uczą o przyszłych karach i nagrodach, ale nie uczą tak jak on; tylko Kościół może ocenić ich nauki i oddzielić dobre od złych. Allan Kardec: – Oto wielkie pytanie. Galileusza oskarżono o herezję i o to, że inspirował go demon, tylko dlatego, że wyjawiał on prawo natury udowadniając błąd w jakim tkwiła wiara, którą uważano za niezaprzeczalną; został skazany i ekskomunikowany. Jeśli Duchy zgadzały się ze wszystkim z Kościołem, jeśli nie głosiłyby wolności sumienia i nie zganiłyby niektórych nadużyć, byłyby mile widziane i nie nazywano by ich demonami. Z tego właśnie powodu wszystkie religie, tak samo muzułmanie jak i katolicy, uważający się za jedynych posiadaczy prawdy, traktują jako dzieło demona każdą myśl, która nie jest całkowicie zgodna z ich punktem widzenia. Duchy nie przybyły jednak obalić religii, ale, podobnie jak Galileusz, wyjawić nowe prawa natury. Jeśli cierpią na tym niektóre artykuły wiary, znaczy to, że podobnie jak wiara w ruch słońca wokół Ziemi, są sprzeczne z tymi prawami. Kwestią jest tylko, czy jakiś akt wiary może zmienić prawo natury, które jest dziełem Boga; albo, jeśli to prawo uznamy, czy nie mądrzej zinterpretować dogmat w zgodzie z tym prawem zamiast przypisywać je demonowi. Ksiądz: – Pomińmy kwestię demonów; wiem, że teologowie interpretują ją zupełnie inaczej; o wiele trudniej wydaje się pogodzić z dogmatami system reinkarnacji, gdyż nie jest to nic innego jak metempsychoza, odnowiona myśl Pitagorasa. Allan Kardec: – Nie jest to chwila na to, by dyskutować na temat kwestii, która wymaga dłuższego rozwinięcia; znajdzie pan całą teorię w Księdze Duchów (pytanie 166 i następne, 222, 1010)i w Ewangelii według Spirytyzmu (rozdział IV i V), powiem więc o niej jedynie kilka słów. Metempsychoza starożytnych polegała na przenoszeniu się duszy człowieka w ciała zwierząt, co znaczyłoby ich degradację. Poza tym cała ta idea nie była tym, w co powszechnie się wierzy. Transmigracja do ciał zwierząt nie była widziana jako warunek stanowiący integralną część natury ludzkiej duszy, ale jako czasowa kara; w ten sposób dusze morderców przenosiły się do ciał dzikich zwierząt, aby odbyć swoją karę; te ludzi bezwstydnych wstępowały w świnie i dziki; te osób niestałych i lekkoduchów w ptaki; te leniwych i ignorantów w zwierzęta wodne. Kilka tysięcy lat potem, zależne to było mniej lub bardziej od win, które odpokutowywała w tego rodzaju więzieniu, dusza wchodziła z powrotem w człowieka. Wcielanie się w zwierzęta nie było więc czymś absolutnym, dołączała do tego, jak wiemy, reinkarnacja w ciałach ludzi; dowodem jest na to kara przyznawana nieśmiałym, która polegała na przeniesienie się ich dusz w ciała kobiet pogardzanych i obrażanych przez swoich mężów. To był rodzaj stracha na wróble dla najprostszych, o wiele bardziej niż akt wiary filozofów. Tak samo jak mówimy dzieciom: „Jeśli będziecie niegrzeczne, zje was wilk”, starożytni mówili przestępcom: „Staniecie się wilkami”. Dziś mówi im się: „Diabeł zabierze was do piekła.” Wielość egzystencji według spirytyzmu różni się znacznie od metempsychozy w tym, że nie dopuszcza wcielania się duszy w ciała zwierząt, nawet na zasadzie kary. Duchy uczą nas, że dusza nigdy się nie cofa, a wręcz przeciwnie wciąż się rozwija. Jej różne wcielenia dokonują się jedynie w obrębie ludzi; każde istnienie jest dla niej krokiem naprzód w rozwoju intelektualnym i moralnym, co stanowi istotną różnicę. Nie mogąc osiągnąć całkowitego rozwoju w jednym tylko życiu często skracanym przez przypadkowe zdarzenia, Bóg pozwala mu kontynuować w nowym wcieleniu zadanie, którego nie mógł skończyć, albo rozpocząć od nowa to, co zrobił źle. Pokuta w życiu cielesnym polega na znoszeniu w nim wszystkich zmartwień. Jeśli zaś chodzi o kwestię, czy wielość egzystencji jest, czy nie sprzeczna z niektórymi dogmatami Kościoła, ograniczę się do powiedzenia jedynie tego: Albo jedno, albo drugie, albo reinkarnacja istnieje, albo nie; jeśli istnieje, znaczy, że jest zapisana w prawach natury. Żeby udowodnić, że nie istnieje, należałoby udowodnić, że jest sprzeczna nie z dogmatami, ale z tymi prawami i że można znaleźć inne, które wytłumaczyłoby jaśniej i logiczniej kwestie, które tylko jedno może rozwiązać. Zresztą łatwo jest wykazać, że niektóre dogmaty znajdują w niej racjonalne oparcie, które przynosi im akceptacje tych, którzy, nie rozumiejąc ich, je odrzucali. Nie chodzi więc o niszczenie, ale o zmianę interpretacji; i sytuacja sprawi, że kiedyś do tego dojdzie. Ci, którzy nie będą chcieli zaakceptować nowej interpretacji, będą całkowicie wolni, podobnie jak mogą dziś wierzyć, że słońce krąży wokół Ziemi. Idea wielości istnień upowszechnia się z zadziwiającą szybkością ze względu na swoją wielką logikę i zgodność z Boską sprawiedliwością. Kiedy uzna się ją jako prawdę natury i gdy zaakceptują ją wszyscy, co zrobi Kościół? Podsumowując, reinkarnacja to nie jest system wymyślony dla potrzeb jakiejś sprawy, albo osobistej opinii; to jest albo nie jest fakt. Jeśli wykazuje się, że niektóre istniejące rzeczy są materialnie niemożliwe bez reinkarnacji, trzeba więc stwierdzić, że są jej efektem; jeśli jest więc ona w naturze, żadna przeciwna opinia nie może jej zlikwidować. Ksiądz: – Ci, którzy nie wierzą w Duchy i ich manifestacje, są według Duchów, gorzej nagradzani w przyszłym życiu? Allan Kardec: – Gdyby ta wiara była niezbędna do zbawienia ludzi, co byłoby z tymi, którzy od początku istnienia świata nie posiedli wiedzy na ten temat oraz tymi, którzy długo jeszcze będą umierać nie mając o tym pojęcia? Czy Bóg może przed nimi zamknąć drzwi do przyszłości? Nie; Duchy, które nas uczą, są bardziej logiczne; mówią nam: Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy i dobry, nie sprawia więc, że los człowieka zależy od warunków niezależnych od jego woli; nie mówią nam: Bez spirytyzmu nie ma zbawienia, ale powtarzają za Chrystusem: Bez miłosierdzia nie ma zbawienia. Ksiądz: – Proszę mi pozwolić więc coś powiedzieć. Jeżeli Duchy nauczają jedynie zasad moralnych, które znajdujemy w Ewangelii, nie widzę jaki miałby być użytek ze spirytyzmu, skoro mogliśmy zostać zbawieni, zanim się pojawił i będziemy mogli to zrobić bez jego pomocy. Byłoby inaczej, gdyby Duchy przybyły wyjawić nam jakieś nowe, wielkie prawdy, jakąś zasadę, która zmieni cały świat, tak jak było to w przypadku Chrystusa. Przynajmniej On był jeden, jego filozofia była jedna, podczas gdy Duchy, których są tysiące, sobie zaprzeczają; niektóre mówią, że coś jest białe, inne, że czarne; wynikiem tego jest, że od samego początku ich zwolennicy dzielą się już na kilka sekt. Czy nie lepiej by było zostawić Duchy w spokoju i trzymać się tego, co już mamy? Allan Kardec: – Nie ma pan racji trzymając się kurczowo swojego punktu widzenia i uważając, że Kościół jest jedynym kryterium ludzkiej wiary. Jeśli Chrystus powiedział prawdę, spirytyzm nie mógłby powiedzieć czegoś innego i zamiast go kamienować, należałoby go raczej przyjąć jako potężne wsparcie przybywające potwierdzić, za pomocą wszystkich głosów z zaświatów, fundamentalne prawdy religii podziurawionej niedowiarkami. To, że materializm go zwalcza, to zrozumiałe; ale to, że Kościół staje do walki u boku materializmu, to już ciężej pojąć. To co jest również całkowicie niekonsekwentne to fakt, że nazywa demonicznym nauczanie, które opiera się na tym samym autorytecie i głosi Boską misję założyciela Chrześcijaństwa. Ale czy Chrystus powiedział wszystko? Czy mógł wszystko wyjawić? Nie, sam przecież mówił: „Mam jeszcze wiele rzeczy do powiedzenia wam, ale ich nie zrozumiecie, to dlatego mówię do was przez przypowieści”. Spirytyzm przychodzi, dzisiaj, gdy człowiek jest już dojrzały, by go zrozumieć, uzupełnić i wyjaśnić zagadnienia, które Chrystus umyślnie w niewielkim stopniu tylko poruszył, albo powiedział w formie alegorycznej. Powiecie z pewnością, że to Kościół zajmuje się tymi wyjaśnieniami. Ale który? Rzymsko-, czy greko-katolicki, a może protestancki? Jako że nie zgadzają się one ze sobą, każdy wyjaśniał wszystko na swój sposób i dawał ten przywilej tylko sobie. Który z nich mógłby zjednoczyć wszystkie odłamy? Bóg w swej mądrości przewidując, że ludzie wmieszaliby w to swoje ludzkie pasje i uprzedzenia, nie chciał powierzyć im opieki nad tym nowym objawieniem; przekazał je Duchom, Jego wysłańcom, które głoszą je we wszystkich miejscach naszego globu, także poza jakimiś konkretnymi religiami, tak aby mogło dotyczyć wszystkich i aby nikt nie mógł wykorzystać go do własnych zysków. Z drugiej strony, czy różne odłamy chrześcijańskie nie oddaliły się w niczym od drogi wytyczonej przez Chrystusa? Czy jego wskazówki moralne są całkowicie respektowane? Czyż nie poddano jego słów obróbce, tak by uczynić z nich wsparcie dla swej ambicji i ludzkich pasji, podczas gdy one same je ganią? Spirytyzm natomiast, poprzez głosy Duchów wysłanych przez Boga, pojawia się, by wezwać do ścisłego przestrzegania wskazówek ewangelicznych tych, którzy się od nich oddalają; czyż to nie zwłaszcza przez to ostatnie stwierdzenie nie określa się całego dzieła szatańskim? Niesłusznie przypisuje pan słowo sekty kilku różnicom w pojmowaniu zjawisk spirytystycznych. Nie jest dziwne, że na początku jakiejś nauki, gdy wiele z obserwacji jest jeszcze niekompletnych, pojawiają się sprzeczne teorie, ale nie zgadzają się one jedynie w szczegółach, a nie w ogólnej zasadzie. Mogą stanowić szkoły, które tłumaczą niektóre fakty na swój własny sposób, ale nie są to sekty, podobnie zresztą jak nie ma sekt w przypadku naukowców reprezentujących nauki ścisłe: w medycynie, w fizyce itd. Proszę wykreślić więc słowo sekta, które jest całkowicie niestosowne w przypadku, o którym mówimy. Zresztą czy na początku swojego istnienia w Chrześcijaństwie nie pojawiło się również mnóstwo sekt? Dlaczego słowo Chrystusa nie było wystarczająco silne, aby uciszyć wszystkie spory? Dlaczego można je wciąż poddawać interpretacjom, które dziś jeszcze dzielą Chrześcijan na różne Kościoły, które uważają się za jedyne posiadaczki prawd niezbędnych do uzyskania zbawienia, nienawidzą się nawzajem i rzucają klątwy w imię ich Boskiego Mistrza, który głosił jedynie miłość i miłosierdzie? Powiecie, że to ludzka słabość? Zgoda; dlaczego więc chcecie, by spirytyzm nagle zatriumfował nad tą słabością i zmienił ludzkość niczym za pomocą czaru? Wrócę do kwestii użyteczności. Mówi pan, że spirytyzm nie uczy o niczym nowym; to błąd: tłumaczy on wiele tym, którzy nie nie trzymają się kurczowo powierzchni. Gdyby nawet tylko miał zamienić maksymą: Bez miłosierdzia nie ma zbawienia, która łączy ludzi, tę: Bez Kościoła nie ma zbawienia, która ich dzieli, naznaczyłby nową erę w dziejach ludzkości. Mówi pan, że można się bez niego obejść; zgoda; tak samo jak można się obejść bez mnóstwa odkryć naukowych. Ludzie mieli się jednakowo dobrze, zanim odkryto wszystkie nowe planety, zanim obliczono długość ich elips, zanim nie poznano świata pod mikroskopem i setek innych spraw; chłop na wsi, aby żyć i siać swoje zboże, nie potrzebuje wiedzieć, co to jest kometa, a jednak nikt nie poddaje w wątpliwość tego, że te wszystkie rzeczy poszerzają krąg naszej wiedzy i pozwalają nam zagłębić się bardziej w prawa natury. Świat Duchów to tylko jedno z tych praw, które poznajemy dzięki spirytyzmowi uczącemu nas o wpływie, które wywiera on na świat ludzi; przypuśćmy, że do tego ogranicza się jego użyteczność, czy nie byłoby to już dużo, móc otrzymać objawienie o podobnej mocy? Przyjrzyjmy się teraz jego wpływowi moralnemu. Załóżmy, że nie uczy on o nic nowym w tym względzie; jaki jest największy wróg religii? Materializm, bo to on nie wierzy w nic; a Spirytyzm jemu zaprzecza tak, że nie ma on już racji bytu. To już nie głos rozsądku, czy ślepa wiara tłumaczą materialiście, że nie wszystko ginie wraz z jego ciałem, teraz mówią do niego fakty; pokazuje się mu je, pozwala dotknąć, obejrzeć. Czyż to nie jest przysługa, którą Spirytyzm czyni ludzkości i religiom? Ale to nie wszystko: pewność dotycząca przyszłości, obraz losu tych, którzy o niej nam mówią, pokazują potrzebę czynienia dobra i nieunikalne konsekwencje zła. Oto dlaczego, nie będąc samemu religią, odwołuje się on zwłaszcza do myśli religijnych; rozwija je u tych, którzy ich nie mają, a wzmacnia u tych, u których są one niepewne. Religia znajduje w nim więc wsparcie, i nie służy ono tym ludziom, którzy widzą ją tylko przez pryzmat ognia piekielnego, bardziej przywiązując się do słów, aniżeli do odczuć własnej duszy, ale tym, którzy widzą w niej wielkość i potęgę Boga. Jednym słowem, spirytyzm czyni większymi i wznioślejszymi nasze myśli; zwalcza nadużycia, których źródłem są egoizm, chciwość i ambicja; ale któż śmiałby ich bronić i głosić, że jest ich rzecznikiem? Jeśli nie jest niezbędny do zbawienia, na pewno je nam ułatwia umacniając nas na drodze dobra. Który zresztą rozsądny człowiek ośmieliłby się stwierdzić, że jakiś niedostatek w którejś z zasad religijnych jest gorzej widziany w oczach Boga niż ateizm i materializm? Zadaję wprost następujące pytania wszystkim tym, którzy zwalczają spirytyzm odwołując się do jego konsekwencji religijnych: 1. Kogo czeka gorszy los w przyszłym życiu: tego, który nie wierzy w nic, czy tego, który wierząc w ogólne prawdy, nie uznaje pewnej części dogmatów? 2. Czy protestantów i prawosławnych czeka podobne potępienie jak ateistów i materialistów? 3. Czy ten, który nie wyznaje zasad typowo religijnych, ale czyni dobro, gdy tylko może, jest dobry i wyrozumiały dla bliźniego, lojalny w swoim społeczeństwie, jest mniej pewny swojego zbawienia niż ten, który wierzy we wszystko, ale jest zły, samolubny i brak w jego postępowaniu miłosierdzia? 4. Co jest wartościowsze w oczach Boga: wprowadzanie w życie zasad chrześcijańskich, ale nie tych związanych z przestrzeganiem zasad charakterystycznych dla danej religii, czy przestrzeganie tych drugich, ale niepołączone z życiem w moralności? Odpowiedziałem, proszę księdza, na pytania i zarzuty, które skierował pan do mnie, ale, jak to powiedziałem na samym początku, moją intencją nie było przeciągnięcie pana na naszą stronę, czy też zmienienie pana przekonań. Ograniczyłem się jedynie do przedstawienia panu spirytyzmu z prawidłowego punktu widzenia. Gdyby pan do mnie samemu nie przyszedł, ja z pewnością nie poszedłbym do pana. Nie znaczy to, że gardzimy tym, czy dołączy pan do nas, jeśli tak miałoby być, wręcz przeciwnie; jesteśmy szczęśliwi za każdym razem, gdy ktoś do nas dołącza, co jest dla nas tym bardziej cenne, że wynika to z jego woli i chęci. Nie mamy nie tylko żadnego prawa, żeby kogoś do czegoś zmuszać, ale również mielibyśmy do siebie wyrzuty, gdybyśmy poszli niepokoić sumienie tych, którzy wierząc w rzeczy, które zupełnie im wystarczają i nie przychodzą do nas sami. by
Nagranie rozmowy z księdzem - TVN24. Ksiądz chciał 700 złotych, pan młody poprosił o cennik. Cała rozmowa. Zanim złożyli przysięgę, musieli złożyć ofiarę. Ksiądz chciał
Nie zbuduję dojrzałej wiary, jeżeli o niej nie rozmawiam. Chrystus też nie pisał książek, tylko rozmawiał. Z ks. Krzysztofem Grzywoczem rozmawiają Paweł Kozacki OP i Wojciech Prus OP: Kim jest kierownik duchowy? Powiedziałeś mi przed rekolekcjami dla kleryków w Opolu, żebym pamiętał, że Ślązacy są jak diesle i trzeba, jak z silnikiem, powoli ich rozgrzewać. Czy kierownik duchowy przypomina mechanika samochodowego? Trudno podać jedną definicję. W sposób prosty powiedziałbym – kto towarzyszy, wchodzi w dialog w sprawach wiary, modlitwy, Boga. Mam założenie oparte na filozofii dialogu, która przez Rosenzweiga, Bubera, Levinasa, Tischnera stała się mi bliska od czasu studiów, że życie rozwija się w dialogu. I nie tylko życie psychiczne – bo nie można wychować syna, nie rozmawiając z nim. Wiara rośnie w spotkaniu. Towarzyszenie w jej rozwoju, wchodzenie w dialog nazywam ogólnie kierownictwem, towarzyszeniem duchowym. Potem można definicję zawężać. Pozostałbym jednak na płaszczyźnie ogólnej, bo pozwala dostrzec, że kierownikiem duchowym mogą być rodzice. Także babcia, która pyta, co było na roratach, i wnuczek jej opowiada. Dzisiaj zawęża się rozumienie kierownictwa do osób szczególnie przygotowanych. Można się z tym zgodzić, ale pokazałbym najpierw definicję ogólną. Kierownik duchowy rozmawia ze mną o wierze. Dziś często poszukuje się psychoterapii czy kierownictwa duchowego z braku dialogu. Za mało jest zwyczajnej rozmowy o przeżyciach, doświadczeniach i kłopotach. Rzadko też rozmawia się o życiu duchowym. Więcej rozmów w rodzinach zmniejszyłoby potrzebę kierownictwa duchowego? Nasilenie potrzeby kierownictwa wiążę z głodem spotkania i dialogu. Podobnie w psychoterapii – ludzie mówią, że pierwszy raz ktoś z nimi tak rozmawia. Nie ocenia, interesuje się, nie wyciąga szybko wniosków. Dla wielu spotkanie z kierownikiem duchowym jest pierwszą rozmową o wierze. Nie kierownik jest do zbawienia koniecznie potrzebny, tylko rozmowa o Bogu? Tak, bo człowiek rozwija się w dialogu. Jeżeli nie rozmawiam o wierze, nie rozwija się życie duchowe. Chrystus nie pisał książek, tylko rozmawiał. Pozwalał sobie zadawać pytania i odpowiadał. Wchodził w dialog. Podobnie Sokrates, mój największy autorytet w filozofii. Zasadniczo nic nie napisał, uczył poprzez dialog. Nie zbuduję dojrzałej wiary, jeżeli o niej nie rozmawiam. Mogę co najwyżej stworzyć religijne iluzje. Częściowo rolę kierownika duchowego może więc odegrać wspólnota? Podobnie jak przyjaciel, współbrat, z którym rozmawiam o życiu duchowym. Czy od kierownika duchowego nie wymaga się jednak większego doświadczenia? Istniało od początku chrześcijaństwa bardziej zawężone pojęcie kierownictwa duchowego, oparte na relacji mistrz – uczeń. Zwłaszcza na chrześcijańskim Wschodzie kierownik duchowy był mistrzem. Musiał też być świętym, mieć doświadczenie mędrca. I nie było większej radości, jak znaleźć mistrza. Był jak lekarz, terapeuta, który uzdrawia grzech – chorobę, ale też nauczyciel dający rady. Symeon Nowy Teolog, jeden z największych bizantyńskich autorów mistycznych, pokazywał dwie sukcesje, dwa sposoby dziedziczenia w Kościele – sukcesję biskupów i sukcesję mistrzów – świętych. Niekiedy się one spotykają: biskup może być świętym mistrzem. Istnieje sukcesja świętych kierowników duchowych – mistrz rodzi się przy mistrzu. Można tu znaleźć analogię do psychoterapeuty – musi się narodzić przy psychoterapeucie, skończyć kurs prowadzony przez kompetentnych ludzi. Ale nie ma rytu przekazania sukcesji mistrzów duchowych? Bo to charyzmatyczna sukcesja, cicha, w cieniu sukcesji hierarchicznej. Według Symeona te dwie sukcesje idą cały czas obok siebie. Brakuje dzisiaj kierowników duchowych rozumianych jako mistrz. Często ktoś taki nauczył się dobrego słuchania na warsztatach komunikacji. Nie jest ingerujący, nie wygłasza żadnych konferencji, zakładając, że słowo jest w człowieku, który przyszedł, a słuchanie pomoże je wydobyć. Jeden z naszych braci nie udziela rad w rozmowach duchowych! Kierownik duchowy zawsze inspiruje się pewnymi trendami antropologicznymi. Dziś dominują niedyrektywne kierunki psychoterapii. Terapeuta słucha, zadaje pytania, pomaga formułować. Niech mówiący mniej odkryje, ale odkryje sam. Stąd pytania terapeutów: „Jak pan to rozumie? Co by pan chciał teraz zrobić?”. Nie mówi się, co człowiek ma zrobić. Dzisiaj niedyrektywne kierunki psychoterapii inspirują kierownictwo duchowe. Wczesna tradycja była bardziej dyrektywna. Jest ciekawym fenomenem naszych czasów, że nie lubimy relacji mistrz – uczeń. Na Śląsku jesienią odbyło się sympozjum „Z tęsknoty za mistrzem”. Intelektualiści z różnych dziedzin rozmawiali o roli mistrza w naszej kulturze. Co się stało, że jednocześnie tęsknimy za mistrzem i w pewnym sensie nie lubimy mistrzów, autorytetów. Chociaż sam nie lubię kierowników duchowych, którzy całą godzinę gadają. Dlaczego nie lubisz? Bo człowiek przychodzi też, żeby być wysłuchany. Staram się łączyć oba wątki, przez słuchanie chcę służyć człowiekowi. I badam, co jest mu potrzebne w danej chwili – wskazówka czy słowo. Mam wrażenie, że ludzie nie przychodzą dziś od razu po sprawy dotyczące wiary. Raczej nieświadomie, z głodu dialogu i spotkania, pod pozorem kierownictwa duchowego przychodzą sobie pogadać. Kierownik duchowy przypomina wtedy bardziej lekarza – mówią o tym Klimakus czy Symeon Nowy Teolog, nazywając taki czas etapem uzdrowienia. Czy kierownik, jeżeli ma prowadzić jakąś drogą, sam musi ją przejść? Musi uczestniczyć w sukcesji mistrzów duchowych. Otrzymać dar kierownictwa duchowego. Umiera uczeń, rodzi się mistrz. Ktoś powiedział, że mistrzowie rodzą się po pięćdziesiątce. Długo trzeba być uczniem! Człowiek powoli staje się mistrzem, poprzez słuchanie i proste słowa wprowadza w swoje własne misterium, które reprezentuje jako słuchacz Słowa. Podobnie w psychoterapii, nie bez powodu jednym z warunków otrzymania państwowego certyfikatu jest własna terapia – żeby nie tylko słuchać wykładów, ale odbyć mnóstwo godzin terapii własnej. Nie chodzi tylko o głowę, o intelekt? Oczekiwano kiedyś, że kierownik będzie święty. Nie może to więc być ktoś nie modlący się, ale posiadający techniki słuchania i wielką wiedzę. Gdy kogoś słucham, mój świat przenika go poprzez współczującą więź. Przez słuchanie otwierają się wewnętrzne bramy – naznaczam tego, kogo słucham. Dlatego szło się na rozmowę do świętych, nie do ekspertów, którzy usiądą, założą nogę na nogę i powiedzą: „A jaki ma pani obraz Boga, pani Kaziu?”. Może takie pytanie pobudzi do myślenia, ale nie wiem, czy pogłębi wiarę. Gdy słucham słowa Bożego, mój świat i świat Boga się spotykają. Jeżeli kierownik duchowy nie jest słuchaczem Słowa, daleko nie zajdzie, pozostanie na peryferiach duchowości. Bez wchodzenia w doświadczenie Boga można cicho przekazać swój nieświadomy ateizm. A gdyby ktoś przyszedł, pytając, jak znaleźć kierownika duchowego? Zapewne bym się spotkał albo poleciłbym kogoś na wstępną rozmowę, żeby rozeznać oczekiwania i rozumienie kierownictwa duchowego. Czy rzeczywiście go potrzebuje? Nie sądzę, że wszyscy muszą mieć kierownika. Chociaż tu trzeba być elastycznym. Moim zdaniem, kierownik duchowy to ktoś, kto potrafi być kreatywny i elastyczny, bo niekiedy trzeba się przedrzeć przez czas rozmów czysto ludzkich. Może potrzeba takiego okresu, jak w rekolekcjach ignacjańskich pierwszego tygodnia, kiedy porządkuje się pewne rzeczy, a potem dopiero szuka woli Bożej. Ważne nie lekceważyć kogoś, kto rozmawia o ludzkich sprawach, a nie o różnicy między kontemplacją a medytacją. Przez ludzkie idziemy do boskiego. Zaskakujące, że mówisz pozytywnie o udzielaniu rad. Pamiętam Twoje konferencje o słuchaniu: w człowieku jest Słowo – Chrystus, a dobre wysłuchanie pomaga odnaleźć Słowo w sobie. A jeżeli szukający kierownictwa chce oddać kierownicę swojego życia? Wtedy mówiłem o fenomenie słuchania, co nie znaczy, że ono wystarcza. Najlepiej łączyć tradycje. Czasami trzeba wejść w rolę nauczyciela. Po co ktoś ma błądzić dwadzieścia lat! Kierownictwo duchowe rozumiem tak, że kierownikiem nie jest ten, kto towarzyszy. Według mnie prowadzącym jest Duch Święty. On jest kierownikiem człowieka. Kierownictwo duchowe jest procesem, gdzie poprzez dialog Duch Święty prowadzi i kierownika duchowego, i tego, kto przyszedł. Byłbym więc ostrożny z nazywaniem człowieka kierownikiem duchowym. Jest bardziej towarzyszem. Niektóre osoby nie potrzebują aż tylu rad. Ale są i inni. Jak w wychowaniu dziecka, czasami akcentuje się bardziej wolność, niekiedy posłuszeństwo. Im ktoś dojrzalszy, tym więcej samodzielności. Trzeba być elastycznym i rozeznać, co bardziej służy. Kocham dwie tradycje – taką bardziej słuchającą, współczesną, która ma wielkie plusy, ale też tradycję wczesnego chrześcijaństwa, świętych ojców i mistrzów. Jak je łączyć? Dobry mistrz wie, kiedy powinien mówić, kiedy nie. Jeżeli człowiek chce mi oddać kierownicę, dobra interpretacja może mu pomóc odkryć tę niedojrzałość. Ale jeżeli zna interpretację, po co mu ją powtarzać? Trzeba mieć nosa. Jak odróżnić dobrego kierownika duchowego od niebezpiecznego? Niełatwe pytanie! Warto sprawdzić, czy to człowiek modlitwy. Jeśli jest księdzem – jak sprawuje mszę. Sprawdziłbym, czy nie jest osamotniony, czy ma wspólnotę. Po pierwsze, próbowałbym więc wyczuć jego duchowość, ale też pytałbym o relacje. Jeżeli nie ma dobrych więzi przyjacielskich, istnieje ryzyko, że przez kierownictwo będzie szukał pokarmu, jaki daje przyjaźń. Pod pozorem kierownictwa dokona kradzieży – czerpiąc uwagę, akceptację, ciepło, intymność, idąc w stronę własnych potrzeb. Często widać to w relacji kierownik duchowy – kobieta. Godzinna rozmowa z ładną kobietą jest przyjemna dla mężczyzny. Dlatego są podejrzani spowiednicy, którzy na dwudziestu penitentów mają dwadzieścia kobiet i wszystkie są ładne. Po kilku spotkaniach sprawdziłbym, czy nie mówi za dużo, czy daje rady, nie słuchając. Ja mówię: „Mam kłopot z modlitwą” a on: „No jasne” i zaczyna konferencję o tym, co u Orygenesa jest napisane o modlitwie. Nie po to przyszedłem – sam sobie mogę poczytać Orygenesa, niech poda stronę. Nie chciałbym kierownika duchowego, który za dużo mówi, za szybko ocenia, nie wysłucha do końca. Chciałbym kogoś, kto czuje trud zrozumienia, o czym mówię. Niespieszącego się z sądami: „Zostaw to! Nie rób tego! Rób to i to!”. A już wystarczająco kompromitujące jest, gdy ktoś sam proponuje kierownictwo. Pamiętam kobietę, która mówiła: „Co mam zrobić; ściga mnie wikary i mówi, że potrzebuję kierownictwa duchowego i on będzie moim kierownikiem ”. Odpowiedziałem: „Jest pani niezwykle piękną kobietą i jak na panią patrzę, sam mam ochotę zaproponować kierownictwo”. Najbardziej przyjrzałbym się jego modlitwie i temu, jak głosi. Za kierownika duchowego chciałbym mieć mistrza, nie tylko wyuczonego. Może ważna jest cezura pięćdziesięciu lat – ale żaden z nas jej nie spełnia. To symbol dorastania. Dzisiaj za szybko się lansuje mistrzów. Trzydziesto, czterdziestolatkowie się wypalają, przechodzą na emeryturę i nie mają nic do powiedzenia. Kiedy przychodzi czas wydawania owoców, stają się nieproduktywni. Podobnie w kapłaństwie – młody wikary jest często bardziej ceniony niż proboszcz. I nie szczędzi się liczby zaangażowań: „Bo ksiądz młody, po studiach, to weźmie szpital psychiatryczny jako kapelan”. Żąda się od młodych księży tego, czego powinno się oczekiwać od starszych. Można oczywiście być kierownikiem duchowym w młodszym wieku, ale to wymaga dużej pokory. Naprawdę dobrzy kierownicy są po kryzysie połowy życia. Mistyk Jan Tauler, Wasz brat mówił, że to czas między Wniebowstąpieniem a Zesłaniem Ducha Świętego, kiedy odchodzi taki widoczny Chrystus. Obumiera zewnętrzna i widoczna religijność, a rodzi się duchowość w Duchu Świętym. To jest dziesięć lat, mówi Jan Tauler, jak pomiędzy wiekiem lat czterdziestu (Wniebowstąpienie) a pięćdziesięciu (Zesłanie Ducha). Często głosił konferencje do sióstr w takim wieku – wielu wydawało się, że jakiś diabeł je opętał. Traciły wiarę, miały kłopoty z entuzjazmem, ze wszystkim. W tym kryzysie umiera zewnętrzne doświadczenie. Musi narodzić się głęboka, mistyczna wiara w Duchu Świętym, który nie jest widoczny jak Jezus. Ludzie mają problem z Duchem Świętym, bo jest niewidoczny. Pana Jezusa można sobie wyobrazić – a Duch Święty? Gołąbek? To jest właśnie mistyczna wiara, która nie widzi. Odwołujesz się do psychoterapii, sam ją studiowałeś. Jeden z naszych braci na wieść o tym, że ktoś poszedł na terapię, zapytał: „To Pan Jezus mu nie wystarcza?”. Jestem zwolennikiem łączenia dwóch wydarzeń – terapii i kierownictwa duchowego. Rozdział, który się dokonał z początkiem dwudziestego wieku, posłużył pogłębieniu, ale na dłuższą metę jest niebezpieczny. Nie odpowiada mi koncepcja „albo–albo”. W duchowości jest element ludzki i Boży. Dlatego musi się łączyć wielka antropologia, wielka terapia z wielką teologią. Uważam za nadużycie dobrego narzędzia oczekiwanie, że terapia rozwiąże wszystkie problemy. Podobnie z duchowością. Teologia bez psychologii, antropologii jest nieludzka, nie ma blasku. Staje się fanatyzmem, dziwactwem, patologią. Ksiądz, który nie ma dobrego przygotowania psychologicznego, nie rozumie problemów człowieka. „O czym rozmawialiście w drodze? Kto z nas jest największy” – Apostołowie nie dyskutowali, która z Osób Trójcy jest najważniejsza, tylko kto z nich będzie prałatem, a kto tylko infułatem. I Jezus pyta o to, co ludzkie. W duchowości, szczególnie w pierwszych wiekach, nie było rozdziału. Święci mieli niezwykłą intuicję psychologiczną. Taki Hugo od św. Wiktora, cały jego system lectio divina, jest niezwykle poprawny terapeutycznie. Kiedyś go przedstawiłem na spotkaniu Stowarzyszenia Terapeutów Śląskich. Byli zadziwieni, że dokładnie tak się postępuje na psychoterapii. Lectio jako czytanie rzeczywistości, meditatio – rozumienie rzeczywistości. Nie zaczyna się od oceny, tylko od czytania świata. Kościół mówi, że kierownik duchowy może z czystym sumieniem czerpać z badań zdrowej psychologii. To jest jego obowiązek. Ale też boję się terapeutów, którzy nie dopuszczają wymiaru duchowego albo mają w życiu chaos. Mogą rzeczywiście słuchać neutralnie, ale przekażą swój ateizm. Wspomina o tym książka profesora Jana Czesława Czabały Czynniki leczące w psychoterapii, przyczynek do dyskusji, co właściwie leczy w psychoterapii. Głęboki wewnętrzny świat psychoterapeuty ma swoje znaczenie. A można pytać o wiarę terapeuty? Podobno terapeuci nie mówią o światopoglądzie. Można pytać i od odpowiedzi uzależniać wybór. Mam wrażenie, choć może się mylę, że terapeuta wierzący więcej zrobi. Mądrze jest wierzyć w Boga. Psalmista powiada: „głupi mówi w sercu swoim: nie ma Boga”. Biblia formułuje to jednoznacznie. Nie mam zamiaru polemizować z tym zdaniem, im dłużej żyję, tym bardziej je szanuję. Nie deprecjonuję niewierzących, ale szczerze mówiąc, jeszcze nie spotkałem ateisty. Kapłani, którzy amatorsko korzystali z psychologii, wywołali zgrozę moich znajomych terapeutów. Przeczytali kilka książek, rozkręcali człowieka na części i nie potrafili złożyć. Obawiam się wezwania do korzystania z psychologii rzuconego tak ogólnie. Kościół oczekuje od księdza, wychowawcy, duszpasterza, że będzie korzystał z owoców zdrowej psychologii. Co nie znaczy, że ma być psychoterapeutą. Jestem przeciwnikiem, podejmowania przez księży obowiązków terapeuty w ścisłym znaczeniu tego słowa. Po co? Z terapeutami, dzięki Bogu, nie jest tak źle. Mamy za to bardzo mało dobrych kierowników duchowych w Polsce. Jest zbrodnią, gdy duchowny bawi się w terapeutę, podobnie jakby bawił się w chirurga. Nietrudno wziąć skalpel i otworzyć człowieka – o, tu się coś z wątróbką dzieje! Ale co dalej? Korzystanie z zasad dobrej psychologii znaczy, że uczysz się na przykład techniki słuchania, mądrego zadawania pytań. Potrafisz myśleć całościowo, wiążesz fakty. Wyczuwasz mechanizmy, które mogą mieć wpływ na sytuację człowieka. Jeżeli ktoś wymaga psychoterapii, możesz poprosić, żeby poszedł do terapeuty i będziesz mógł współpracować. Całkowicie zgadzam się z Freudem, że wszyscy mogą być terapeutami, ale nie księża. Freud tak mówił? On tak mówił, bo nie lubił księży, ale ja się z jego zdaniem zgadzam. Chciałem być księdzem, dlaczego mam zmieniać powołanie? Ja bym nigdy nie poszedł do księdza, który jest psychoterapeutą. Nigdy nie będzie tak dobrze przygotowany jak ludzie świeccy. Pytanie dlaczego chce być psychoterapeutą. Warto natomiast się dokształcać, żeby lepiej rozumieć siebie i mieć narzędzie, które pomaga w rozmowach. Wiedzieć na przykład, co to jest przeniesienie, przeciwprzeniesienie i nie dać się wpuścić w manipulację. Wielu ludzi wybiera sobie określonego kierownika, żeby właśnie się nie zmieniać. Dlaczego kobieta wybiera najmłodszego, najprzystojniejszego wikarego, a nie starego proboszcza bez dwóch zębów z przodu, który ma więcej do powiedzenia o Panu Bogu? Jeżeli wikary nie wie o przeniesieniu, o przeciwprzeniesieniu, to się zakopie. Jestem natomiast za tym, żeby księża wspierali środowisko psychoterapeutów. I żeby organizować spotkania interdyscyplinarne, gdzie wspólnie się omawia problemy konkretnych osób. Żeby się uczyć, gdzie jest psychiczne, gdzie jest duchowe? Żeby czerpać ze swego bogactwa, żeby terapeuci i psychiatrzy czerpali od teologów wiedzę na temat człowieka. Psychoterapia bez wymiaru duchowego jest nieprawdziwa. Człowiek jest istotą duchową i wyłączenie tego jest kłamstwem, a kłamstwo nerwicuje. Jako kierownik duchowy nie muszę być terapeutą, ale zakładam, że ten wymiar istnieje, nie podważam go. Inaczej wprowadziłbym kogoś w złą duchowość. Nie lubię księży, którzy podważają terapię czy psychologię, mówiąc – psycholodzy sami mają problemy, to po co terapia. Pan Bóg działa przez psychologów i przez dobrych psychoterapeutów często bardziej niż przez księży. Niekiedy pewną przedpracę terapeutyczną może wykonać dobry ksiądz. To sugeruje święty Ignacy Loyola. Pierwszy etap jego rekolekcji dotyczy porządkowania uczuć. Ksiądz może pomóc przejść ten etap, jeżeli sprawa nie jest bardzo poważna. Gdy ktoś przychodzi bez czapki w zimę, mogę powiedzieć: Panie Józku, czapkę w zimę to dobrze jest ubrać przy minus piętnaście. Lepiej jednak mieć pewną wiedzę, żeby zrozumieć, czy chodzi tylko o czapkę czy o coś więcej. Jeżeli człowiek potrzebowałby głębokiej terapii, nie pchałbym się do tego. Jak byś streścił cztery tygodnie rekolekcji Ignacego z Loyoli? Powiem, jak je rozumiem – choć może niektórzy jezuici by mnie tutaj ścigali. Pierwszy tydzień jest etapem terapeutycznym. Oczyszczania ludzkich iluzji na temat Boga, własnego życia, zobaczenia kondycji ludzkiej, bo jeżeli światło ma paść przez witraż do pokoju, muszę najpierw umyć okno. Drugi tydzień związany jest z przyjściem Chrystusa. To dopuszczanie Boga, który wchodzi przez czysty witraż. Trzeci i czwarty dotyczą wewnętrznej dynamiki relacji z Bogiem, bo ta więź ma też wymiar cierpienia i bólu. Rekolekcje pierwotnie służyły, żeby wybrać drogę życia. Ten pierwszy tydzień porządkuje to, co przeszkadza w wyborze. W drugim wybierano, ale jeszcze nie realizowano. Dopiero na końcu, zobaczywszy, ile będzie w wyborze cierpienia i radości, można realizować decyzję. Słynna terapeutka, Verena Kast mówi, że problemem małżonków jest nieliczenie się z cierpieniem przy wchodzeniu w małżeństwo. Cierpienie jest potem zwiastunem konfliktów i czegoś nieudanego. To główny powód rozczarowań małżeńskich. Ignacy dawał trzeci tydzień, żeby odkryć, że droga z Chrystusem to nie plażowanie w Saint–Tropez. Gdyby cztery lata prowadzić kogoś duchowo, pierwszy rok mógłby być antropologiczny. Jako kierownik mogę unieść, że będziemy rozmawiali o sprawach ludzkich. Ktoś mówi: „Nie mam przyjaciół, czuję się samotny” i nie mogę mu powiedzieć: „Pan Jezus cię kocha”. Kierownictwo duchowe jest więc pośrednio terapią, bo ludzkiego elementu nie da się uniknąć nawet na etapie trzeciego i czwartego tygodnia. Ale jeśli problemy pierwszego tygodnia miałby trwać cztery lata, lepiej wysłać do terapeuty. Co oznacza greckie „terapeo”? Oznacza „uzdrawiać”. Nie da się zupełnie uniknąć tego wątku w kierownictwie duchowym. Święty Augustyn powiedział, że poprzez ludzkie dochodzimy do tego, co boskie. I to ludzkie jest terapeutyczne. Głęboka wiedza psychologiczna może pomóc, co nie oznacza, że jako ksiądz mam być terapeutą. Dobrze jednak, żeby wychowawcy, kierownicy duchowi, szkolili się psychologicznie. Lepiej wtedy służą. A powiedziałbyś księdzu, który pełni posługę ojca duchownego: „Byłoby dobrze, żeby ksiądz przeszedł swoją terapię”? Nie będzie, mam nadzieję, ekshibicjonizmem, jak powiem, że zanim zostałem ojcem duchownym w seminarium, przeżyłem własną terapię. To jedna z lepszych inwestycji mojego życia. Pewien doświadczony kierownik duchowy polecił mi, żebym zrobił najpierw porządek sam z sobą, by nie przenosić na ludzi własnych problemów. Wykształcenie terapeutyczne uczy pokory. Człowiek jest o wiele bardziej skomplikowany, niż mi się wydaje, dlatego trzeba uszanować tajemnicę. Każdemu kierownikowi duchowemu radziłbym przejść terapię. Terapia pokazuje zniewolenia, emocjonalne uwikłania i nagle nie wiadomo, co to jest grzech. Czy nieunikniony jest kłopot z rachunkiem sumienia? Trudne zagadnienie grzechu. Często istnieje poczucie winy zastępczej. Wkurza mnie na przykład, że wyrzuciłem chusteczkę za wcześnie, a mogłem ją użyć jeszcze raz. Mogę się skoncentrować na tej chusteczce, wszystko nią przesłonić, ale terapeuta zapyta: „Dlaczego się pan przejmuje takimi rzeczami?”. Jeżeli nie pójdę w głąb i na tym się zatrzymam, mogę mieć problem z zobaczeniem grzechu. Terapia czasami odbiera grzechy zastępcze, wyolbrzymione, żeby nie zobaczyć głębszych spraw. Terapia rozmontowuje takie konstrukcje? Wprowadza w niepokój etyczny. Misterne konstrukcje etyczne pełnią niewłaściwą rolę, zasłaniają główne problemy. Zazdrość na przykład. Ktoś mówi w konfesjonale: „Byłam zazdrosna o męża”. A terapeuta powie: „I cóż w tym złego? Słusznie, to znaczy, że pani go kocha”. Albo: „Złościłam się na męża”. „Dzięki Bogu” – powie terapeuta i ma rację. „Złość to zdrowa reakcja”. Jeżeli ktoś na takim poziomie ma ułożoną etykę, coś mu się burzy. Kierownik duchowych powinien wejść w takim właśnie momencie. I poszukać z człowiekiem nowego spojrzenia na odpowiedzialność moralną. Grzech jest bardzo związany z miłością. Jeżeli ktoś nie potrafi kochać, ma problemy z grzechami, bo grzech to świadome i dobrowolne odmówienie miłości. Kto nie potrafi kochać, nie będzie grzeszył. Popełni wiele złych czynów, ale grzechów nie. Dobra terapia może szybko odsłonić naiwne koncepcje grzechu. A jeżeli zabraknie kierownika duchowego, człowiek stwierdzi, że grzech nie istnieje, więc czego ten Kościół się czepia. W tym momencie dobrze spotkać się z księdzem, który nie wywoła poczucia winy. Musiałby mieć sam te sprawy poukładane! Ksiądz może też wyolbrzymiać jakiś grzech, przyczepić się jak rzep do psiego ogona i nie widzieć innych rzeczy. Wyolbrzymia się na przykład kwestie związane z szóstym przykazaniem, jakby szóste było na pierwszym miejscu. I potem jest fama, że sprawy seksualne są najważniejsze na świecie. Idziesz do spowiedzi, masz dziesięć grzechów, w tym jeden problem seksualny i ksiądz ci dokładnie w to wystrzeli lupą. Czemu ksiądz o to pyta, jakby to było najważniejsze? Ktoś zmaga się z niechęcią pójścia na mszę, niemożnością modlitwy i dzięki terapii widzi, że przyczyną jest apodyktyczny ojciec, brak miłości w domu. To nie są grzechy, tylko konsekwencje życia w rodzinie? Może zobaczyć, co w jego życiu zdeterminowało wiarę. Dobry kierownik duchowy pomoże pójść dalej i odkryć, że to nie determinuje ostatecznie relacji z Bogiem. Będzie ciężko pracował nad pytaniem, czy rzeczywistość Boga jest tworem subiektywności czy istnieje niezależnie. To moje oczy widzą krzywo, ale świat nie jest krzywy. Jeżeli porządkuje się strona psychiczna, człowiek dojrzewa do wyboru. Mógłby z kierownikiem zapytać o wybór miłości Boga. Można pokazać, że istnieje wybór i podprowadzić do niego, jak w drugim tygodniu ignacjańskich rekolekcji. „Wołanie króla” – woła cię świat obiektywny, który jest niezależny od twojego. Może jeszcze długo będziesz niósł własny, pęknięty świat subiektywnie, ale woła cię Ktoś istniejący realnie, i możesz dokonać wyboru. Ignacy mówi: „Dokonaj wyboru!”. Często osoby duchowne czy zakonne, przechodząc terapię, odkrywają swoją niedojrzałość i chcą odejść. Dlatego pojawiają się i takie głosy: „Nie wysyłaj na terapię, bo wszystkie siostry, które poszły, odeszły”. Podeszły pod wybór, którego wcześniej nie było. Pozostaje pytanie, dlaczego nie pozostawiono w formacji możliwości wyboru. Dlaczego w domu nie mówiono dzieciom „masz prawo wyboru”, tylko „musisz”. Nic nie musisz! Czy Pan Bóg działa przez choroby? Ktoś, dokonując wyboru ślubów wieczystych, był w stanie nieuporządkowanych emocji – czy Pan Bóg go powołał? Każdą sytuację trzeba by zobaczyć osobno. Nie mówię tak ani nie. Dla Boga choroba nie jest przeszkodą, ale trzeba być ostrożnym, by nie usprawiedliwić niezłych łajdactw. Trzeba rozeznać. Pod wpływem terapii ludzie stają przed dojrzalszym wyborem duchowym, coś się w nich oczyszcza. Mogliby tak dalej żyć, ale byłoby to kalekie. Ktoś mówi o zakonie: „Wstąpiłem z lęku, z ucieczki przed światem, przed kobietą”. Nagle widzi głębiej i to nie jest naiwne. To jest kryzys, w znaczeniu starego greckiego słowa – przeciąć, rozdzielić. Chrystus jest kryzysem, bo nie przyszedł przynieść pokoju, ale rozdział. Rozbić pozory jedności. Niemcy mają ciekawe słowo wyjaśniające pojęcie kryzysu – Scheidung. Jest Scheidung – rozdzielenie, żeby potem było Unterscheidung – rozróżnienie i wreszcie Entscheidung, czyli wybór, rozstrzygnięcie. Sensowna terapia demontuje niedojrzały system osobowości, zbudowany na przykład na sformułowaniu: „mężczyzna ma zawsze rację” albo „dzieci głosu nie mają”. Rozbijam to, robię Scheidung, żeby mogło być Unterscheidung – rozróżnienie i żeby dokonać wyboru, czy chcę tkwić w starym systemie, w którym dzieci nie mają głosu a Bóg nie daje żadnego wyboru, bo zawsze karze za wszystko, czy wybieram nowy, prawdziwszy obraz Boga? Kim jest w tym procesie kierownik duchowy? Pomaga przeżyć kryzys terapeutyczny. Towarzyszy, kiedy dokonuje się rozeznanie, rozcięcie i podprowadza pod wybór. Zdarza się często w krajach zachodnich, że ludzie poddani terapii, nie mając kierowników duchowych, gubią się w wierze. Terapeuci często mnie pytają: czy rzeczywiście tak uczycie w Kościele? Ktoś powie: „Pożądliwie spojrzałem na kobietę” i sugeruje, że nie wolno mieć seksualnych pragnień. Kościół tak nie uczy, tylko ten ktoś tak rozumie zdanie Biblii, gdzie mowa o spoglądaniu na kobiety. To jak je należy rozumieć? Mam prawo do pragnień seksualnych, nie są czymś złym. Odpowiedzialność moralna pojawia się dopiero, gdy jest decyzja, jakiś wybór, a nie na poziomie uczuć. Dlatego terapeuci powinni mieć minimalną wiedzę teologiczną, na przykład dwuletni podstawowy kurs z teologii. Żeby nie dawali sobą manipulować. Ktoś mówi, że masturbacja jest zawsze grzechem ciężkim. Gdzie to jest napisane? Wiadomo, że każdy terapeuta to podważy. Kościół tak nie naucza! Wchodzę wtedy w rolę nauczycielską jako kierownik i pytam, gdzie to jest napisane. Widać, jak ważne, żeby księża, katecheci studiowali teologię i czytali Katechizm. Dlatego jestem olbrzymim zwolennikiem współpracy, może przynieść zbawienny skutek. W Krakowie mamy takie spotkania od lat. Psychiatrzy mają niekiedy duże luki w teologii moralnej, w sprawach dogmatycznych. I na odwrót, księża mają elementarne braki wiedzy psychologicznej. Często kompromitujące, niedopuszczalne! Jakim obrazem byś podsumował naszą rozmowę? Kierownik duchowy ma być jak gumka od dresu. Musi się naciągać, nie może być sztywny. Jak jest za mocna, zostawia ślad albo się zerwie. Nie ma się zerwać, tylko odciągnąć i wrócić, dostosować do osoby. W kierownictwie spotyka się wiele dziedzin: i filozofia, i psychologia, i wielka teologia, i własne doświadczenia. Kierownictwo duchowe jest fascynujące. Nie dziwię się, że Sokrates rozmawiał. Dlaczego księża uciekają i idą w administrację, karierę eklezjalną, budownictwo? Łatwiej pójść w sprawy gospodarcze, niż być mistrzem duchowym, rozmawiać, mieć na to czas. Niektórzy uciekają od własnych problemów, nie mają odwagi się nimi zająć. Każdą sprawę badałbym osobno. Absolwenci naszego seminarium często mówią, że najcenniejszą rzeczą było kierownictwo duchowe. A jak ktoś nie ma takiego doświadczenia? Nigdy nie widział lwa, to jak będzie zachęcał do oglądania go? Jest tylu księży i brakuje kierowników duchowych!? W szerokim pojęciu kierownikiem powinien być każdy rodzic. Patrząc jednak przez pryzmat tradycji świętych mistrzów duchowych, nie ma ich zbyt wielu. Mistrzów, którzy sami się modlą i słuchają słowa Bożego. Podają rękę i mówią: „Chodź, pokażę Ci drogę”. Wracając raz jeszcze do analogii ze światem psychoterapeutycznym, mogę powiedzieć, że najwięksi terapeuci, jakich spotykałem, to były osobowości. Patrzenie na nich było terapeutyczne. Spotkanego w Krakowie Toma Andersena do dziś wspominam. To osoba jest terapeutą, nie metoda. Eva Røine, norweska terapeutka, powiedziała: Jeżeli ksiądz nie wierzy, że historia osoby, z którą ksiądz rozmawia, jest święta, niech ksiądz da tej osobie święty spokój. Ksiądz musi wierzyć, że siedzi przed osobą, której historia jest święta. Powiedziała to terapeutka, nie osoba duchowna. Ksiądz musi wierzyć! Wierzę, jeżeli sam w tym świecie żyję. A nie uwierzysz, jeżeli nie uznasz, że twoja historia jest święta. Tekst ukazał się w miesięczniku „W drodze” 2/2007. 4 listopada 2014, 10:36 Urodzony w 1962 roku. Wykładowca teologii duchowości na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego, penitencjarz katedralny, kierownik duchowy. Natomiast po wyjściu ze świątyni witają się z księdzem słowami: Dzień dobry. Dla takich fakt, że ktoś automatycznie podniesie z ziemi Hostię, zwłaszcza jeżeli jest to polityk, a już – strach pomyśleć – prezydent, jest tak niedorzeczny i żenujący, że jedyne na co mogą się zdobyć, to głupkowaty uśmiech.
Szczęść Boże! Moi Drodzy, to właśnie dzisiaj mój Szwagier, Kamil Niedźwiedzki, i Jego Syn, Tomasz, obchodzą swoje urodziny. Wspomniałem w niedzielę, że w sobotę obchodziliśmy rodzinną uroczystość – wszak to czterdzieste urodziny Kamila. I tylko żartowaliśmy – jak co roku – że tak się obaj wycwanili, iż świętują w jednym dniu, jedną imprezą, a życzenia i prezenty przyjmują podwójnie! Naturalnie, to takie żarty, bo wszyscy jak najlepiej życzymy obu Panom. Niech Im Dobry Bóg we wszystkim błogosławi! I tak, jak w trakcie sobotniej Mszy Świętej, tak i dzisiaj, i każdego dnia – serdecznie się o to modlimy. Urodziny przeżywa dziś także Dawid Wawrzyniak, Lektor z Miastkowa. Dziękując Mu za to wielkie dobro, jakie dokonało się w ramach naszej Współpracy, kiedy był On Grupowym, Wiceprezesem Służby liturgicznej i Asystentem w procesie przygotowania do Bierzmowania, życzę – i o to się modlę – aby zawsze był blisko Jezusa, budował z Nim jak najserdeczniejszą więź, dając z siebie zawsze więc, i zawsze z miłością! Pozdrawiam ze Szklarskiej Poręby! Pamiętam o Was w modlitwie! I także Waszym modlitwom się polecam – zwłaszcza, że w najbliższym czasie przyjdzie mi podjąć kilka ciekawych inicjatyw, o które zostałem ostatnio poproszony. Także wczoraj odebrałem kilka telefonów w tych sprawach. Będę Was o tym na bieżąco informował. Po prostu, robi się ciekawie. Są to dla mnie ciekawe, ale i wymagające wyzwania. Dlatego będę potrzebował Waszego wsparcia. Tymczasem życzę błogosławionego dnia! Gaudium et spes! Ks. Jacek Wtorek 25 Tygodnia zwykłego, rok I, do czytań: Ezd 6,7– Łk 8,19–21 CZYTANIE Z KSIĘGI EZDRASZA: Król perski Dariusz napisał do namiestników prowincji położonej na wschód od Eufratu: „Pozwólcie namiestnikowi Żydów i starszyźnie żydowskiej pracować nad tym domem Bożym. Niech odbudują ten dom Boży na dawnym miejscu. I przeze mnie wydane jest rozporządzenie, jak macie się odnosić do owej starszyzny żydowskiej pracującej przy budowie tego domu Bożego, mianowicie: z dochodów królewskich, płynących z podatku z kraju za Eufratem, mają być regularnie bez utrudnień wypłacane tym mężom koszty. Ja, Dariusz, wydałem ten rozkaz i ma on być dokładnie wykonany”. A starszyzna żydowska budowała z powodzeniem w myśl przepowiedni Aggeusza proroka i Zachariasza, syna Iddo i doprowadzili budowę do końca zgodnie z rozkazem Boga Izraela i z rozporządzeniem Cyrusa, Dariusza i Artakserksesa, króla perskiego. I dom ten został ukończony dwudziestego trzeciego dnia miesiąca Adar, to jest roku szóstego panowania króla Dariusza. A Izraelici, kapłani, lewici i reszta wysiedleńców radośnie obchodzili poświęcenie tego domu Bożego. I ofiarowali na poświęcenie tego domu Bożego sto wołów, dwieście baranów, czterysta jagniąt, a jako ofiarę przebłagalną dwanaście kozłów za całego Izraela według liczby jego pokoleń. I powołali do służby domu Bożego w Jerozolimie kapłanów według ich oddziałów i lewitów według ich ugrupowań, zgodnie z przepisem księgi Mojżeszowej. Czternastego dnia miesiąca pierwszego wysiedleńcy obchodzili Paschę. Lewici bowiem jak jeden mąż oczyścili się; wszyscy oni byli teraz czyści, i zabili baranki na Paschę dla wszystkich wysiedleńców, dla braci swoich, kapłanów i dla siebie. SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA: Przyszli do Jezusa Jego Matka i bracia, lecz nie mogli się dostać do Niego z powodu tłumu. Oznajmiono Mu: „Twoja matka i bracia stoją na dworze i chce się widzieć z Tobą”. Lecz On im odpowiedział: „Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je”. I stało się! Świątynia została odbudowana, odbyło się jej nawet jej uroczyste poświęcenie. Uroczyste, ale też – powiedzmy sobie szczerze – pełne rozmachu, jeśli zważyć na ilość zwierząt, przeznaczonych do ofiarowania Panu – ilość, którą właściwie trudno zliczyć, ogarnąć… Jak zatem wielka musiała być radość ludu wybranego, iż tak właśnie została sfinalizowana cała ta sprawa: świątynia została wybudowana, poświęcona, a Izraelici mogli obchodzić Paschę czternastego dnia miesiąca pierwszego. I jeśli się dodatkowo zważy, że to wszystko działo się w warunkach zniewolenia, jednak za życzliwym zezwoleniem, a wręcz wsparciem króla perskiego, to trudno nie widzieć w tym nadzwyczajnej interwencji Bożej – interwencji, która przekracza ludzkie bariery, ziemskie przeszkody, która pokonuje to wszystko, co zdawałoby się nie do pokonania i przezwyciężenia, by całą sprawę doprowadzić do szczęśliwego finału. A jak bardzo był to szczęśliwy finał, to myślę, że sami wyczuwamy, słuchając uważnie dzisiejszego pierwszego czytania. Tyle bije z niego autentycznego optymizmu, wyczuwa się naprawdę niezwykłą atmosferę tego czasu i wszystkich zachodzących wówczas zdarzeń. Słyszymy chociażby, że Izraelici, kapłani, lewici i reszta wysiedleńców radośnie obchodzili poświęcenie tego domu Bożego. Po czym złożyli wspomniane już potężne ofiary, a następnie powołali do służby domu Bożego w Jerozolimie kapłanów według ich oddziałów i lewitów według ich ugrupowań, zgodnie z przepisem księgi Mojżeszowej. Pan naprawdę okazał swoją wszechmoc i potęgę. Warto więc było Mu zaufać – zaufać do końca! I nawiązać z Nim najgłębszą, duchową więź, która polega – między innymi – na słuchaniu Jego słowa i wypełnianiu Jego woli. Wiemy, że u Izraelitów nie było z tym najlepiej, dlatego co i raz znajdowali się w trudnym dla siebie położeniu, z którego potem Bóg – różnymi sposobami – musiał ich ratować. Różnymi sposobami – jak wspomnieliśmy – także poprzez życzliwość wrogich władców. Ale mógł tego dokonać zawsze, jeśli tylko ludzie Mu bezgranicznie ufali. Tak, jak mieli zaufać słuchacze Jezusa z dzisiejszej Ewangelii. Oto tych, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je, uznał On za swoich najbliższych krewnych, za swoją matkę i braci. My, oczywiście, jesteśmy spokojni, słuchając tych słów, wiemy bowiem, że nie oznaczają one jakiegokolwiek lekceważenia czy niedocenienia pozycji Maryi. Wszak Ona najdoskonalej słuchała i wypełniała słowo swego Syna – słowo Boże. Jezus jednak, w ten sposób, zachęca nas do budowania z Bogiem takiej właśnie bardzo serdecznej, duchowej, wręcz intymnej więzi. Nie jedynie jakiejś zewnętrznej, czy formalnej relacji, ale właśnie wewnętrznej, głębokiej, bardzo mocnej, wręcz rodzinnej więzi. Chodzi zatem o to, aby nasze praktyki religijne nie były jedynie sztuką dla sztuki, czy też zachowaniem zwyczaju, nakazu lub tradycji, ale sposobem na stawanie się bratem i siostrą Jezusa! O taką więź chodzi! Duchową, wewnętrzną, bardzo osobistą – dosłownie: rodzinną! A wówczas On będzie mógł dokonywać w naszym życiu wielkich rzeczy! Naprawdę – wielkich i niezwykłych! Takich, jak te, z dzisiejszego pierwszego czytania: rzeczy wielkich i przekraczających ludzki sposób przewidywania! Po prostu: cudów! Na ile oceniam w tej chwili intensywność moich osobistych kontaktów z Jezusem?… Czy mogę mówić o prawdziwej, duchowej, osobistej, wręcz rodzinnej więzi – czy jednak o wypełnianiu nakazu tradycji, zwyczaju, obowiązku?… Czy Jezus jest – staje się coraz bardziej – moim Bratem, Osobą najbliższą na świecie?…
Rozmowa z księdzem Marcinem Naporą Czy może nam ksiądz wytłumaczyć symbolikę każdego z nich? Ta nasza duchowa łączność między tymi trzema tzw. światami, wyraża się np
Ludzie mają często magiczne podejście do wiary. Uważają że coś trzeba najpierw zrobić: oddać jakieś ukłony czy odmówić paciorki w jakiejś ilości i to zadziała. Albo też sądzą, że modlitwa egzorcysty załatwi sprawę złego ducha już do końca życia. To są kwestie, które trzeba ludziom tłumaczyć, wyjaśniać. To jest taki główny motyw przygotowujący. I kiedy widać, że ktoś sam sobie nie radzi, to trzeba podejmować modlitwę błagalną Kościoła, łącznie z formą zwracania się bezpośrednio do szatana w celu uwolnienia człowieka; ale to czasami jest długi proces, ponieważ owo zawłaszczenie bywa wieloletnie i bardzo silne. Nie wystarczy wtenczas wydać jeden rozkaz, żeby sytuację załatwić. Z księdzem Michałem Wolińskim, egzorcystą diecezji katowickiej, rozmawia Grzegorz Fels. Wywiad ukazał się w czasopismie "Sekty i fakty" 2/2007, numerze poświęconym tematyce egzorcyzmów. – Jak doszło do tego, że został Ksiądz egzorcystą? – Poprzedniego egzorcystę, nieżyjącego już księdza Marka Drogosza, prosiło o pomoc tyle osób, że już sam nie dawał rady i zwrócił się do księdza arcybiskupa Damiana Zimonia o kogoś do pomocy. Tak się złożyło, że podobnie jak ksiądz Marek ukończyłem Prymasowski Instytut Życia Wewnętrznego w Warszawie – takie specjalistyczne studia z Teologii Duchowości. I widocznie to gdzieś w moich „papierach" było zapisane. Ksiądz prałat Kurzela, dyrektor Wydziału Duszpasterskiego, zadzwonił kiedyś do mnie z pytaniem, czy coś wiem na temat egzorcyzmów? „Coś wiem" – odpowiedziałem. „To pojedziesz na takie sympozjum poświęcone tej tematyce". „Nie ma żadnego problemu, mogę jechać na sympozjum" – odparłem. Potem się okazało, że jest to zaproszenie dla egzorcystów i kandydatów na egzorcystów. Wtedy zadzwoniłem do księdza arcybiskupa mówiąc, że ja wiem o co chodzi i się do tego nie nadaję; to nie jest to, ja nie chcę jechać. Arcybiskup jednak odpowiedział: „Ale ja chcę, żebyś ty pojechał". I pojechałem, jednak nie z tą myślą, że będę egzorcystą, tylko że w jakiś sposób będę księdzu Markowi pomagał. Bardzo szybko jednak sprawy miały się potoczyć inaczej. Po kilku bowiem miesiącach ksiądz Marek Drogosz zginął. Co prawda pewne osoby już wcześniej do mnie przychodziły, ale nie było to jeszcze wtedy oficjalnie zadekretowane. Ksiądz arcybiskup dał mi oficjalny dekret dopiero po śmierci księdza Drogosza. – Czy przejął Ksiądz jakieś osoby, które były wcześniej prowadzone przez księdza Drogosza? Wiadomo przecież, iż niejednokrotnie jeden egzorcyzm nie wystarcza i potrzebna jest większa ilość tego typu spotkań. – Tak, takie osoby przychodziły do mnie. Powoływały się na to, że były u księdza Marka i trzeba było kontynuować modlitwę. Bardzo często są to zmagania duchowe, które długo trwają. Nie zawsze chodzi o opętania. Są to pewnego rodzaju obsesje, nękania, jakieś takie zawłaszczenia. To wszystko utrudnia człowiekowi normalne funkcjonowanie. – Jak może dojść do takiego nadzwyczajnego działania złego ducha? – Człowiek sam wchodzi w różne tematy okultystyczne. Ludzie przecież chodzą po wróżkach, bioenergoterapeutach, a niektórzy się przyznają do tego, że współpracują ze złym duchem. Potem takie osoby mają duchowe problemy i szukają pomocy, informacji: co z tym zrobić? Gdy trafiają do mnie, początkowo tłumaczę im pewne rzeczy, a potem wspólnie się modlimy. Te osoby muszą nabrać przekonania, że moc jest tajemnicą Bożej miłości, przyjaźni z Chrystusem. Im ta przyjaźń jest głębsza, tym zły duch ma mniejsze pole działania. Czyli w mojej praktyce najpierw jest wywiad, potem ewangelizacja, modlitwa, a dopiero potem, kiedy jest taka konieczność – egzorcyzm. Ludzie mają często magiczne podejście do wiary. Uważają że coś trzeba najpierw zrobić: oddać jakieś ukłony czy odmówić paciorki w jakiejś ilości i to zadziała. Albo też sądzą, że modlitwa egzorcysty załatwi sprawę złego ducha już do końca życia. To są kwestie, które trzeba ludziom tłumaczyć, wyjaśniać. To jest taki główny motyw przygotowujący. I kiedy widać, że ktoś sam sobie nie radzi, to trzeba podejmować modlitwę błagalną Kościoła, łącznie z formą zwracania się bezpośrednio do szatana w celu uwolnienia człowieka; ale to czasami jest długi proces, ponieważ owo zawłaszczenie bywa wieloletnie i bardzo silne. Nie wystarczy wtenczas wydać jeden rozkaz, żeby sytuację załatwić. – Na czym polega uwalnianie? – Ta osoba sama musi dojrzeć do wiary, nadziei i miłości. Ona potrzebuje czasu, żeby się wewnętrznie przetransponować. Miałem takie przypadki, że zły duch się cofnął, a potem wrócił z jeszcze większą siłą. Ta osoba nie była przygotowana do tego, żeby żyć w przyjaźni z Bogiem. Jej problem odszedł na jakiś czas, by potem wrócić jeszcze mocniej. – To może człowieka zniechęcić. – No więc może, ale tu jest miejsce na cnotę nadziei, w której też trzeba wzrastać. Nie tylko w wierze, ale również w nadziei i miłości. Wiele osób jest bardzo silnie poranionych i potrzebują czasu, aby przebaczyć. One by chciały rozwiązania problemów na płaszczyźnie nienawiści wobec tych, którzy je skrzywdzili. Potrzebują czasem miesięcy, a nawet lat wychodzenia z tego. To nie jest reiki, lecz coś więcej. Tu jest wszystko personalistyczne, polega na osobistej i osobowej relacji z Chrystusem i do tego trzeba taką osobę doprowadzić. Bywają sytuacje, że jedna czy druga modlitwa wystarcza do tego, żeby człowiek nie cierpiał albo nie cierpiał tak mocno, jak wcześniej i zaczął kierować swoje życie eucharystycznie wprost do Chrystusa. Prowadzić swoje życie na Jego warunkach. I o to tutaj chodzi. – Czym jest posługa egzorcysty? – Posługa egzorcysty jest posługą duszpasterza, który prowadzi do życia z Bogiem. Niektórzy myślą, że polega ona na zdejmowaniu z ludzi problemów. Jest to jednak tylko efekt pośredni. Natomiast pierwszym jest prowadzenie do przyjaźni z Chrystusem. Bywają też osoby, które żyją w przyjaźni z Chrystusem, jednak są nękane przez złego ducha i muszą z nim walczyć… Cały artykuł przeczytać można w najnowszym numerze „Sekt i Faktów". Zapraszamy do lektury!
Zapraszam do wysłuchania wywiadu z księdzem Jarosławem Wąsowiczem, autorem książki pt.:"Defensor Ecclesiae. Arcybiskup Antoni Baraniak (1904–1977)."Książkę m

Rozmowa z ks. Kazimierzem Matwiejukiem, liturgistą. Ostatnie wydarzenia na świecie, także w Polsce, związane z epidemią koronawirusa stworzyły zupełnie nową sytuację również w życiu Kościoła. Władze państwowe uznały, że dla zabezpieczenia przed rozprzestrzenianiem się choroby potrzebne są radykalne środki, ograniczenie liczby uczestników Mszy św. do 50 osób. Biskupi postanowili, aby do odwołania zawiesić wspólnotowe celebracje nabożeństw okresu wielkopostnego, także rekolekcje. Ta sytuacja dla ludzi wierzących jest czasem szczególnej troski o sprawy bliźnich nie tylko z najbliższego otoczenia, ale w wymiarze globalnym. Ludzie wierzący nie tracą nadziei, wręcz przeciwnie - starają się zrozumieć ten znak czasu jako wezwanie do nawrócenia i odbudowania właściwej hierarchii wartości, która będzie odzwierciedleniem obiektywnego porządku świata ukształtowanego według woli Stwórcy. Pragną trwać w zjednoczeniu z Chrystusem przez modlitwę, czyny miłosierdzia, a nade wszystko komunię duchową. Na czym ona polega i kto ją może przyjmować? Przypomnijmy: Komunia św. to przyjmowanie Ciała i Krwi Jezusa pod postaciami chleba i wina. Taką możliwość dał sam Chrystus, ustanawiając w Wieczerniku sakramentalny obrzęd swojej ofiary krzyżowej, która dopełniła się Jego zmartwychwstaniem. Od Ostatniej Wieczerzy kapłani na polecenia Jezusa sprawują bezkrwawy obrzęd Jego ofiary - celebrują Mszę św. Jej istotnym elementem jest obrzęd komunijny. Wierni uczestniczący w celebracji Eucharystii przystępują do stołu Pańskiego, pożywają Ciało i Krew zmartwychwstałego Chrystusa, obecnego pod postaciami konsekrowanego chleba i wina. Chrystus jako żywy Zbawiciel jest obecny pod każdą z tych postaci i pod każdą ich cząstką. Dlatego do Komunii św. wystarczy jedna postać. Komunia pod obiema postaciami nie jest pełniejszym sposobem zjednoczenia się z Chrystusem, ale pełnym znakiem uczty ofiarnej. Natomiast komunia duchowa jest praktyką pobożnościową. Polega na zjednoczeniu z Chrystusem przez wiarę i miłość. Praktykujący komunię duchową ma wzbudzić w swoim sercu gorące pragnienie zjednoczenia się z Jezusem. To pragnienie jest wyrazem miłości do Jezusa i bycia z Nim w jedności. Dokonuje się ono w klimacie wiary w Jego realną obecność w Eucharystii. Tej wierze towarzyszy świadomość daru, jakim jest Komunia, i pragnienie częstego Jej przyjmowania. W jaki sposób przyjmujemy komunię duchową? Gorące pragnienie przyjęcia komunii duchowej to nade wszystko akt rozumu i woli. Temu pragnieniu zwykle towarzyszą uczucia czy emocje, chociaż nie są one konieczne. Sposób przyjęcia komunii duchowej jest bardzo prosty. Może mieć formę krótkiej modlitwy czy wręcz aktu strzelistego: „Wierzę, Jezu, że jesteś rzeczywiście obecny w Eucharystii. Kocham Cię! Żałuję za grzechy, którymi Cię obraziłem. Przyjdź do mojego serca, oddaję Ci się cały! Nie pozwól mi nigdy odłączyć się od Ciebie!”. Praktykowanie komunii duchowej jest aktem duchowym spełnianym, gdy zjednoczenie sakramentalne z Chrystusem stało się niemożliwe. Nie zawsze bowiem można przystąpić do komunii sakramentalnej, ale zawsze i w każdej chwili można przyjąć komunię duchową. Jeśli komunię duchową przyjmują oglądający transmisję Mszy św., wtedy akt wiary i miłości uczyniony w czasie trwania mszalnych obrzędów komunijnych jest wystarczający. Natomiast jeśli takie pragnienie wzbudzamy poza transmisją, można to uczynić aktem wiary, pragnieniem zjednoczenia z Chrystusem i aktem żalu, np. w formie spowiedzi powszechnej lub „Panie, zmiłuj się nami, Chryste, zmiłuj się nad nami, Panie, zmiłuj się nad nami” albo „Baranku Boży…”. Należy pamiętać, że komunia duchowa jest aktem bardzo krótkim, chociaż o bardzo intensywnym pragnieniu zjednoczenia się ze Chrystusem. Komunię duchową winni praktykować ci, którzy obecnie przeżywają okres kwarantanny w związku z epidemią koronawirusa. Mogą ją z duchową korzyścią przyjmować chorzy, pielęgnujący ich, uwięzieni czy niemogący z innych względów uczestniczyć w celebracji Eucharystii. Komunię duchową można praktykować wielokrotnie w ciągu dnia. Ona winna prowadzić do Komunii św. sakramentalnej. Biskupi polecili, aby wiernym podawać Komunię św. „na rękę”. Skąd ta praktyka? Ona sięga Wieczernika. Jezus podawał uczniom chleb i zachęcał do spożywania: „Bierzcie i jedźcie, to jest bowiem Ciało moje, które za was będzie wydane”, podając kielich z konsekrowanym winem, zachęcał: „Bierzcie i pijcie, to jest moja Krew, która za was i za wielu będzie wylana”. W starożytności diakon kładł Chleb Eucharystyczny na rękę, drugi zaś podawał wiernym kielich z Krwią Chrystusa. Św. Cyryl Jerozolimski (+386) w piątej katechezie mistagogicznej tak uczył neofitów: „Podchodząc (do Komunii) nie wyciągaj płasko ręki i nie rozłączaj palców. Podstaw dłoń lewą pod prawą, niby tron, gdyż masz przyjąć Króla; do wklęsłej dłoni przyjmij Ciało Chrystusa i powiedz: Amen. Kiedy już spożyłeś Ciało Chrystusowe, przystąp do kielicha Krwi. Nie wyciągaj tu rąk, lecz skłoń się ze czcią, mówiąc w hołdzie: Amen. Uświęć się przez to przyjęcie Krwi Chrystusowej. Kiedy twe wargi są jeszcze wilgotne, dotknij je rękami i uświęć nimi oczy, czoło i inne zmysły. Następnie zatrzymaj się na modlitwie, dziękując Bogu za to, że tak wielkimi zaszczycił cię tajemnicami”. Jak ma się to dokonywać współcześnie? Obecnie, na mocy wskazań Episkopatu z 2005 r., „Zaleca się procesyjne podchodzenie do przyjęcia Komunii Świętej (zob. OWMR 44, 86 i 160). Ciało Pana jest bowiem pokarmem na drodze do życia wiecznego. Komunię Świętą można przyjąć w postawie klęczącej lub stojącej. Postawę stojącą należy zachować zawsze, gdy Komunii Świętej udziela się pod obiema postaciami. Wierni przyjmujący Ciało Pańskie w postawie stojącej wykonują wcześniej skłon ciała lub przyklękają na jedno kolano. (…) Komunii Świętej udziela się przez podanie Hostii wprost do ust. Jeżeli jednak ktoś prosi o Komunię na rękę przez gest wyciągniętych dłoni, należy mu w taki sposób jej udzielić. Przyjmujący winien spożyć Ciało Pańskie wobec szafarza. Wierni przystępujący do Komunii świętej nie mogą sami brać konsekrowanego Chleba ani Kielicha Krwi Pańskiej (zob. OWMR 160). Nie wolno im też podawać na rękę Hostii zanurzonej we Krwi Pańskiej”. Wierni winni zatem ułożyć lekko wklęsłą lewą dłoń pod prawą i przyjąć Najświętszą Hostię. Następnie prawą ręką przenieść Hostię do ust i spożyć Ją wobec szafarza komunijnego. Jesteśmy zachęcani obecnie do śpiewania pieśni błagalnej „Święty Boże, Święty Mocny” - okazało się nagle, że prośba o ochronę przed „powietrzem” jest ciągle aktualna. Jakie znaczenie ma taka forma modlitwy? W obliczu niebezpieczeństwa epidemii rozprzestrzeniania się koronawirusa świadomi, że wobec tego zagrożenia jesteśmy bezsilni, przyzywamy pomocy Najświętszego Boga. Śpiew suplikacji zawsze towarzyszył wiernym w sytuacjach trudnych. Odwołanie się do miłosiernego Boga i współpraca z Jego łaską, także współdziałanie ze służbami sanitarnymi stanowią szansę owocnego przeżycia panującej epidemii. Jednak nie na zasadzie „jak trwoga, to do Boga”, ale raczej jako wyraz ufnego zawierzenia siebie i innych Bogu, który przez Chrystusa zapewnia, że o cokolwiek Go poprosimy, otrzymamy. Nasza modlitwa winna być utrzymana w duchu słów: nie moja, ale Twoja wola, Panie Boże, niech się stanie. Czy wystawienie w oknie - wzorem naszych przodków - wizerunku Najświętszej Maryi Panny albo Jezusa ochroni nasze rodziny przed koronawirusem? Owszem, ale obrazu nie można traktować jako talizmanu. On jest wyrazem naszej wiary i ufności w opatrzność Bożą, także przywoływaniem wstawiennictwa Matki Najświętszej. Przeżywany trudny czas jest, ostatecznie, doświadczeniem, które opatrzność Boża na świat dopuszcza, aby ludzie uznali swoją samoniewystarczalność i odbudowali - czasem zupełnie zniszczone - relacje z Bogiem, który jest ostatecznym celem człowieka. Jest to czas ludzkiej solidarności oraz sprawdzian chrześcijańskiej wiary i miłości bliźniego. Dziękuję za rozmowę. Echo Katolickie 12/2020 opr. ac/ac

Produkty rekomendowane. Różaniec zawierzenia z księdzem Dolindo Książka religijna już od 24,00 zł - od 24,00 zł, porównanie cen w 2 sklepach. Zobacz inne Religia, najtańsze i najlepsze oferty, opinie..
Strona 1 z 1 [ Posty: 9 ] rozmowa duchowa. Pomocy ! Autor Wiadomość Dołączył(a): N lip 14, 2013 21:03Posty: 4 rozmowa duchowa. Pomocy ! Witam. Sprawa wygląda następująco : Jakoś od początku wakacji stwierdziłam,że bardzo jest mi potrzebna rozmowa duchowa. (rozmowa z księdzem o jakimś problemie z którym nie możemy sobie poradzić). Jestem osobą bardzo wstydliwą a zależało mi na tym aby był to ksiądz,który nie zna mnie dość dobrze ponieważ czułabym się dziwnie gdyby ksiądz z mojego duszpasterstwa młodzieżowego wiedział o moich problemach a potem spędzałabym z nim czas w moim duszpasterstwie. Wiem,że to dla niektórych możeby być absurdalne ale zwyczajnie nie chciałam aby potem ów ksiądz patrzył na mnie przez pryzmat tamtej rozmowy. Ale przejdźmy do rzeczy: Powiedzmy,że zdecydowałam się na pewnego księdza, z wielkim trudem i oporem zagadałam do niego (ponieważ jak już wspominałam jestem bardzo nieśmiała) i powiedział,żebym odezwała się do niego poprzez komunikator internetowy. Jeszcze w tym samym dniu napisałam wiadomość i przez tydzień mi nie odpisał. Potem zupełnie przypadkiem spotkałam go gdzieś i powiedział,że nie odpisał ponieważ był bardzo zajęty ale zrobi to. I tak minęły już dwa tygodnie mojego oczekiwania...Chyba ns śmierć zapomniał o mnie. I teraz pytanie do was: Co zrobilibyście na moim miejscu, w takiej sytuacji ? Czuję,że z dnia na dzień coraz bardziej jest mi potrzebna ta rozmowa. Czy mam wybrać się do innego księdza,który wydaje mi się być w porządku ? bo jest takowy. (to wyjście wiązało by się z niezłym stresem, przypominam w mojej koszmarnej nieśmiałości). Bardzo proszę was o radę. Pozdrawiam PS: Z dnia na dzień zastanawiam się czy to faktycznie jest sprawa dla księdza czy może po prostu zostawić te problem dla siebie. Cz sie 01, 2013 23:54 Anonim (konto usunięte) Re: rozmowa duchowa. Pomocy ! Bardzo to enigmatyczne co jest konkretnie się ustosunkować do tego. Jeśli sprawa jest ważna i nie daje Ci spokoju to idź do tego drugiego jemu na początku rozmowy powiedzieć,że jesteś nieśmiała i będzie Ci trudno z nim prowadzić on może pomóc zadając jakieś pytania ma do czynienia z osobą myślę. Pt sie 02, 2013 6:15 uczennica6 Dołączył(a): Cz maja 17, 2012 19:38Posty: 43 Re: rozmowa duchowa. Pomocy ! Cześć. Opowiem Ci swój przykład. Nie należę do nieśmiałych i kiedy pojawił się u mnie problem wizji w czasie modlitw różańcowych (przy rozważaniu danej tajemnicy widziałam ruchome wydarzenia z życia Jezusa) a po jakimś czasie - też w kontakcie z Bogiem, np. przy czytaniu Pisma Świętego - zaczęłam odczuwać bliskość Ducha Świętego, który tłumaczył mi myśli Jezusa i tajemnice Boże zawarte w danym fragmencie Ewangelii. Był to natychmiastowy zwrot w moim myśleniu i nakierowanie się na sprawy Boże. Nie chcę długo o tym opowiadać, ale im więcej się modliłam, tym Bóg "przejmował" moje życie. Teraz codziennie przyjmuję Komunię świętą i dużo się modlę, a Bóg już traktuje mnie jako swoje "narzędzie" do wykonywania Jego poleceń. Kiedy początkowo nie wiedziałam dlaczego w moim życiu dzieją się takie zjawiska - zaczęłam prosić spowiedników o pomoc, o wyjaśnienie skąd u mnie zachodzą takie wydarzenia wcześniej mi nie znane. Nikt z księży nie chciał ze mną rozmawiać, ani przy konfesjonale, ani po spowiedzi świętej, kiedy prosiłam księdza, że przyniosę mu zeszyty, w których mam zapisane różne wydarzenia, które dyktuje mi osoba przedstawiająca się, że jest Duchem Świętym. Żaden ksiądz nie chciał ode mnie tych zeszytów (bardzo starannie prowadzonych), spowiednicy gdy za długo opowiadałam o swoim problemie spoglądali na zegarek dając do zrozumienia, że nie mają czasu. Duch Święty, gdy Mu mówiłam, że nikt nie chce mnie wysłuchać, kierował mnie do innych księży, nawet do egzorcystów i żaden mi też nie chciał pomóc. Każdy miał wytłumaczenie, że albo to nie jego rejon, albo innymi względami. Kiedyś o swoim problemie napisałam na blogu księdza, że widzę w modlitwach Matkę Bożą i inne obrazy z życia Jej i Pana Jezusa. Ksiądz, który prowadzi blog na Onecie poprosił żebym do niego napisała. Więc tak zrobiłam, on odpisał mi, że jeśli uważam się za osobę o nadprzyrodzonych zdolnościach to powinnam udać się do swojej parafii i zgłosić swoje wizje by je powszechnie uznano - po prostu mnie wyśmiał. Po każdej prośbie o pomoc - doznawałam upokorzenia. Na koniec zabrał Głos Duch Święty i powiedział, że wobec tego, że nikt nie chce mi udzielić pomocy, nie chce mnie prowadzić jako spowiednik, to On będzie mnie prowadził. Upłynęło już kilka lat, co miesiąc spowiadam się u księży mówiąc im o błahostkach, a Duch Święty mnie sam prowadzi, czyli rozwijam się duchowo pod okiem prawdziwego Boga. Więc, jeśli Twój problem jest natury duchowej, to po spowiedzi i Komunii świętej opowiedz Panu Jezusowi o swoim problemie a On Cię pokieruje. Pt sie 02, 2013 8:27 Madzia0603 Dołączył(a): N lip 14, 2013 21:03Posty: 4 Re: rozmowa duchowa. Pomocy ! olbracht_albertowski - dziękuję za odpowiedź, chyba tak właśnie zrobię uczennica6 - wooow dzięki,że chciało ci się tak rozpisywać ! To jest na prawdę bardzo ciekawe co piszesz. + tylko właśnie jak już pisałam : coraz częściej zastanawiam się czy faktycznie jest to problem dla księdza czy po prostu zostawić to dla siebie. Jeżeli jest ktoś chętny pomóc mi w tym aspekcie tej sprawy to zapraszam do prywatnej konwersacji, byłabym ogromnie wdzięczna. Pt sie 02, 2013 12:27 ZycieJestPiekne Dołączył(a): Cz lut 17, 2011 15:56Posty: 162 Re: rozmowa duchowa. Pomocy ! ja proponowałabym porozmawiać o tym problemie w ramach spowiedzi. chyba będzie tak najprościej. a co do takich rozmów w 4oczy - radzę rozwagę. _________________"Bóg zawsze nad nami czuwa, i znajduje rozwiązanie, tam gdzie ludzki umysł już go nie widzi." św. Faustyna Kowalska Pt sie 02, 2013 14:09 Madzia0603 Dołączył(a): N lip 14, 2013 21:03Posty: 4 Re: rozmowa duchowa. Pomocy ! ZycieJestPiekne napisał(a):ja proponowałabym porozmawiać o tym problemie w ramach spowiedzi. chyba będzie tak najprościej. a co do takich rozmów w 4oczy - radzę rozwagę. Dziękuję za tę odpowiedź. + "Radzę rozwagę" ? proszę o rozwinięcie myśli Pt sie 02, 2013 23:26 ZycieJestPiekne Dołączył(a): Cz lut 17, 2011 15:56Posty: 162 Re: rozmowa duchowa. Pomocy ! Madzia0603 napisał(a):ZycieJestPiekne napisał(a):ja proponowałabym porozmawiać o tym problemie w ramach spowiedzi. chyba będzie tak najprościej. a co do takich rozmów w 4oczy - radzę rozwagę. Dziękuję za tę odpowiedź. + "Radzę rozwagę" ? proszę o rozwinięcie myśli ksiądz to też człowiek i nie ma się gwarancji gdy po rozmowie w 4oczy to o czym się rozmawia nie pójdzie dalej w obieg. a tak spowiedź to zawsze obowiązuje tajemnica. poprostu z własnego doświadczenia nie specjalnie polecam rozmowy w 4oczy. ale to będzie i tak Twoja decyzja. _________________"Bóg zawsze nad nami czuwa, i znajduje rozwiązanie, tam gdzie ludzki umysł już go nie widzi." św. Faustyna Kowalska So sie 03, 2013 9:21 Madzia0603 Dołączył(a): N lip 14, 2013 21:03Posty: 4 Re: rozmowa duchowa. Pomocy ! ZycieJestPiekne napisał(a):Madzia0603 napisał(a):ZycieJestPiekne napisał(a):ja proponowałabym porozmawiać o tym problemie w ramach spowiedzi. chyba będzie tak najprościej. a co do takich rozmów w 4oczy - radzę rozwagę. Dziękuję za tę odpowiedź. + "Radzę rozwagę" ? proszę o rozwinięcie myśli ksiądz to też człowiek i nie ma się gwarancji gdy po rozmowie w 4oczy to o czym się rozmawia nie pójdzie dalej w obieg. a tak spowiedź to zawsze obowiązuje tajemnica. poprostu z własnego doświadczenia nie specjalnie polecam rozmowy w 4oczy. ale to będzie i tak Twoja Dziękuję za wyjaśnienie. Piszesz,że z własnego doświadczenia nie polecasz rozmowy w 4 oczy. Mam nadzieję,że w moim wypadku tak nie będzie. Pozdrawiam So sie 03, 2013 13:25 ZycieJestPiekne Dołączył(a): Cz lut 17, 2011 15:56Posty: 162 Re: rozmowa duchowa. Pomocy ! życie bywa takie że trafia się na różne osoby i poprostu nie każdemu warto ufać, mieć dystans aby się nie przejechać. rozwaga w poszukiwaniach i modlitwa to najlepsze lekarstwo. a jeśli chcesz zawsze możesz napisać na gg 11442361 _________________"Bóg zawsze nad nami czuwa, i znajduje rozwiązanie, tam gdzie ludzki umysł już go nie widzi." św. Faustyna Kowalska So sie 03, 2013 14:07 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Strona 1 z 1 [ Posty: 9 ] Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników SCW77.
  • b7sd2jxbl9.pages.dev/87
  • b7sd2jxbl9.pages.dev/70
  • b7sd2jxbl9.pages.dev/15
  • b7sd2jxbl9.pages.dev/34
  • b7sd2jxbl9.pages.dev/60
  • b7sd2jxbl9.pages.dev/84
  • b7sd2jxbl9.pages.dev/83
  • b7sd2jxbl9.pages.dev/69
  • rozmowa duchowa z księdzem